W 1920 roku po zawieszeniu broni Święto Niepodległości obchodzone jest dnia 14 listopada (w pierwszą niedzielę po 11 listopada). Wtedy to w Warszawie odbywają się uroczystości, podczas których wręczona jest buława Pierwszemu Marszałakowi Polski Józefowi Piłsudskiemu.
Podpisanie traktatu pokojowego kończącego wojnę polsko-bolszewicką ma miejsce w Rydze 18 marca 1921 roku.

Film

Traktat ryski – droga do niepodległości
Wojna polsko-bolszewicka zakończyła się jesienią 1920 r. zwycięstwem Polaków. 18 października w Rydze zawarto rozejm. 5 miesięcy później podpisano traktat ryski regulujący układ geopolityczny regionu i wschodnie granice Polski. To jeden z najważniejszych paktów w naszej historii i kluczowy etap w kształtowaniu się niepodległości II Rzeczypospolitej.

Artykuł

Traktat Ryski i jego skutki społeczne

„O roku ów” można napisać, patrząc ze stuletniej perspektywy na doniosłość wydarzeń i ich znaczenie dla późniejszej historii Polski, jakie w zaszły. Rzutowały one na polską politykę, demografię, gospodarkę, a nawet kulturę i sport przez dziesięciolecia. Jednym z najważniejszych takich wydarzeń było – obok przyjęcia konstytucji i Powstania Śląskiego – podpisanie Traktatu Ryskiego, dokumentu kończącego trwającą od blisko dwóch lat wojnę polsko-bolszewicką. Traktatu, który do dziś komentowany jest bardzo różnie, a o którym z całą pewnością można twierdzić, że nie zadowolił nikogo. Może poza zmęczoną wojną i pragnącą stabilizacji w odbudowywanym państwie częścią polskiego społeczeństwa. O roku ów! Roku 1921.

Cofnijmy się jednak. Jest lato roku 1920. Polska delegacja rozpoczyna rokowania pokojowe z bolszewikami. Właściwie tylko po to, żeby ratować to, co jest do uratowania w obliczu ofensywy, jaką Armia Czerwona prowadzi na polskim froncie. W międzyczasie jednak losy wojny odwróciły się, wojska polskie przeszły do kontrofensywy. Negocjacje przerwano, a potem podjęto decyzję o ich kontynuacji na terytorium neutralnym. Wybrano Rygę. Kiedy w połowie września polska delegacja udawała się na konferencję, nastroje społeczne były mocno podzielone. Jedni uważali, że z Sowietami nie ma sensu się układać, drudzy zaś, że dogadanie się pozwoli na pokojową egzystencję w kotle narodów, jaki niewątpliwie stanowiło pogranicze. Kto miał rację?

„Do odpowiedzi na to pytanie brak podstawowego warunku: wiarygodności co do lojalności naszego przeciwnika i chęci z jego strony dojścia do porozumienia. Rząd sowietów zbyt uparcie trzymał się tezy o wszechświatowem posłannictwie rewolucyjnem, które pojmował w ten sposób, iż celem jego jest podanie pomocnej ręki burzycielskim żywiołom w Niemczech, a w tym celu obalenia przeszkody terytorjalnej, jaką jest Polska – abyśmy mogli łatwo uwierzyć, iż zechce się ograniczyć do pracy wewnętrznej na własnym terenie, pozostawiając w spokoju swych sąsiadów. Otrzymał jednak na polach Mazowsza naukę o tyle dotkliwą i pouczającą, iż być może zwątpi w skuteczność swych wysiłków militarnych, które dla podboju świata okazują się więcej niż niedostateczne” – pisał w dniu wyjazdu delegacji pokojowej warszawski „Kurjer Polski”.

Tego dnia, 14 września 1920 roku, prezes (jak określała go ówczesna prasa) delegacji pokojowej – wiceminister spraw zagranicznych Jan Dąbski – powiedział:

„Wyjeżdżam z wiarą, ż nasze usilne starania tym razem doprowadzą do pomyślnego i tak bardzo przez wszystkich upragnionego rezultatu. Rzeczypospolita Polska nie zamierza wyzyskiwać świetnych zwycięstw naszej armii w celu narzucenia przeciwnikowi pokoju, lecz niezmiennie dąży do trwałego i sprawiedliwego pokoju i porozumienia. Uważam za rzecz pewną że jeżeli strona przeciwna przystąpi do rokowań z dobrą wolą zawarcia pokoju, uzna umiarkowanie i słuszność stanowiska polskiego. A w tym przypadku ustalenie podstaw preliminaryjnego pokoju przeciągnięcie linii demarkacyjnej i granicznej i tak dalej nie powinno natrafić na trudności. Wierzę że na dobrą wolę strony przeciwnej w Rydze napotkamy i na tej nadziei opieram przekonanie że rokowania doprowadzą do zawarcia pokoju” .

Trudno powiedzieć, czy odpływając z Gdańska na pokładzie brytyjskich okrętów, Dąbski już wiedział, jak poprowadzi negocjacje. Instrukcje z Warszawy miał proste, można je streścić w jednym zdaniu: szybko zakończyć negocjacje i podpisać dokumenty. Od samego też początku w delegacji polskiej ścierały się dwie postawy, w jaki sposób potraktować Ukrainę i Białoruś. Inkorporacyjna popierana przez środowiska narodowe i federacyjna obozu Józefa Piłsudskiego.

Jedno jest pewne. W niecały miesiąc od wypłynięcia z Gdańska Dąbski podjął decyzję, która zaważyła zarówno na głównym traktacie, jak i losach milionów ludzi. To była decyzja o tym, że za stronę rokowań zostaje uznana, oprócz Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, także Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka, marionetkowe państwo stworzone przez komunistów. W ten sposób Polska porzuciła Ukraińską Republikę Ludową, swojego sojusznika w walce. Ale nie tylko.

To oznaczało bowiem kres forsowanej przez Józefa Piłsudskiego koncepcji stworzenia federacji niepodległych Litwy, Białorusi i Ukrainy związanych z Polską. I ustanowienia ich jako swoistego buforu przed Rosją. Zwyciężyła prawicowa koncepcja wcielenia ziem do Rzeczypospolitej. Tylko w jakich granicach?

„Polacy nie udadzą się do Rygi z wyraźnie przeprowadzoną linją graniczną, aby ją narzucić. Chodzi o porozumienie, które wymaga dyskusji. Zasadą jest wszystko co rosyjskie i prawosławne – Rosji, wszystko co polskie Polsce i aby o tyle, o ile to jest możliwe liczba Polaków pozostawionych w Rosji i Rosjan w Polsce były równoznaczne, ze względów ekonomicznych i strategicznych”

– pisał 8 września 1920 roku korespondent francuskiego „L’Echo de Paris” pod znamiennym tytułem „Polacy nie przekroczyli linji Curzona”.

„Można powiedzieć, że z grubsza linjia okopów niemieckich aż do granicy z Ukrainą odpowiada dość ściśle rozdziałowi dwóch szczepów i granicy Polski po drugim rozbiorze. Granica ta byłaby dostatecznie oddalona od Warszawy. Ta linja mogłaby na ogół służyć dla określenia przyszłej granicy Rosji. Podczas gdy granica Polski zostałaby nieokreślona aż do zbadania i zdecydowania sprawy przez Ententę”

– wywodzi dalej monsieur Bonnefon. I nie myli się. Rzeczywiście pół roku później podpisane dokumenty opierają granicę Polski i Rosji właśnie na linii drugiego zaboru.

To z kolei rodzi określone problemy: samowolne wyznaczenie granicy nie podoba się państwom zachodnim (które w większości nie akceptują Rosji Sowieckiej), a poza tym pozostawia poza granicami Rzeczypospolitej około trzech milionów przyznających się do polskości mieszkańców tamtych terenów. „Gazeta Warszawska” mocno związana ze środowiskami endeckimi zwraca uwagę na, zdaniem autorów, błędy popełnione przez władze (samozwańczy sojusz z Petlurą i Ukraińską Republiką Ludową, wyprawa kijowska, a także koncepcje „federalistyczno-buforowe”), ale jednak konstatuje, że:

„w rezultacie tych wszystkich błędów nasza granica na wschodzie i północnym wschodzie nie sięga tak zwanej linii Dmowskiego jedynej linii granicznej, która byłaby odpowiadała w zupełności naszym interesom narodowym. Ale jak widzimy traktat ryski zawierany był w warunkach skomplikowanych i utrudnionych przez błędy naszych sfer kierowniczych co musiało odbić się ujemnie na sumie osiągniętych przez Polskę korzyści. Jeżeli jednak oceniamy obiektywnie jego ostateczne wyniki musimy dojść do wniosku że mimo usterki i braków zawarty przez nas pokój z Rosją sowiecką posiada dla Polski doniosłe znaczenie”.

Jednym z postanowień traktatu była, jak dziś można ją nazwać, akcja repatriacyjna. Strony postanowiły w artykule VI pkt 2, co następuje:

„Byli obywatele byłego Imperium Rosyjskiego, którzy ukończyli lat 18, znajdują się w chwili ratyfikacji Traktatu niniejszego na obszarze Rosji lub Ukrainy i są zapisani, lub mają prawo być zapisanymi do ksiąg ludności stałej byłego Królestwa Polskiego, lub byli zapisani do gminy miejskiej lub wiejskiej, albo do jednej z organizacji stanowych na ziemiach byłego Imperium Rosyjskiego, jakie wchodzą w skład Polski, będą uważani za obywateli polskich, jeśli w przewidzianym w artykule niniejszym trybie opcji wyrażą odpowiednie życzenie. Również uważane będą za obywateli polskich osoby, które ukończyły lat 18 i znajdują się na obszarze Rosji lub Ukrainy, jeśli, w przewidzianym w artykule niniejszym trybie opcji wyrażą odpowiednie życzenie i udowodnią, że pochodzą od uczestników walk o niepodległość Polski w okresie od 1830 do 1865 roku, lub że są potomkami osób, które – nie dalej niż w trzecim pokoleniu – stale zamieszkiwały na terytorium dawnej Rzeczypospolitej Polskiej, oraz udowodnią, że one same swą działalnością, używaniem języka polskiego jako mowy potocznej i wychowywaniem swego potomstwa zaznaczyły w sposób oczywisty przywiązanie swe do narodowości polskiej”.

To dość skomplikowane, jeśli porówna się to z pkt 1 wspomnianego artykułu:

„Wszystkie osoby, które ukończyły lat 18 i w chwili ratyfikacji Traktatu niniejszego znajdują się na obszarze Polski, a w dniu 1 sierpnia 1914 roku posiadały obywatelstwo byłego Imperium Rosyjskiego i są zapisane, lub mają prawo być zapisanymi do ksiąg ludności stałej, byłego Królestwa Polskiego, lub były zapisane do gminy miejskiej lub wiejskiej, albo do jednej z organizacji stanowych na ziemiach byłego Imperium Rosyjskiego, jakie wchodzą w skład Polski, mają prawo zgłosić życzenie w przedmiocie opcji obywatelstwa rosyjskiego lub, ukraińskiego. Od byłych obywateli byłego Imperium Rosyjskiego innych kategorii, znajdujących się w chwili ratyfikacji Traktatu niniejszego na terytorium Polski, takie zgłoszenie nie jest wymagane”.

Zapis dużo prostszy i procedura mniej skomplikowana. Na podjęcie decyzji był rok.

W traktacie zapisano też wymianę jeńców. Ta przebiegała z olbrzymimi problemami. Polska starała się realizować traktat. Do maja 1921 roku wysłano do Rosji Sowieckiej ponad 24 tysiące jeńców, do Polski wróciło w tym czasie 12,5 tysiąca. Wstrzymanie przez Polaków kolejnych transportów spowodowało, że do października udało się zakończyć operację.

Jaki był efekt tych wszystkich zabiegów? Sowieci robili wszystko, żeby uniemożliwić wyjazd do Polski. Kwestionowano wszystko, co można było zakwestionować. Spośród blisko trzech milionów Polaków pozostawionych poza linią graniczną do kraju udało się wrócić nieco ponad milionowi. Ponad półtora pozostało w Sowietach, co oznaczało dla nich szykany, katorgę, a jeżeli dożyli do stalinowskich czystek lat 30., to po prostu śmierć.

Jak pisze w swoim artykule opublikowanym w tomie III „Studiów Dziejów Wojskowości” z 2014 roku Tadeusz Kmiecik,

„po podpisaniu traktatu ryskiego na wschodnim pograniczu Polski wybuchały liczne konflikty narodowościowe. Sprawa ta ujemnie wpływała na stosunki między obu państwami. Mniejszości narodowe zamieszkujące zwarcie tereny północno-wschodnie Rzeczypospolitej (Ukraińcy, Białorusini, Litwini) znalazły się w granicach państwa polskiego wbrew własnej woli i traktowały zaistniały stan jako polską okupację”.

Historycy wskazują też na odrębności religijne, biedę i wojenne zniszczenia. Asymilacja praktycznie nie miała miejsca. Poza tym do obsługi państwa na tamtym terytorium zaangażowano setki urzędników czy funkcjonariuszy pochodzących z innych rejonów kraju. Tylko miasta, dwory i kościoły zaświadczały o polskim charakterze tamtych rejonów. „Bez Lwowa i Wilna, bez polskiego ziemiaństwa, bez kościołów w województwach wschodnich bylibyśmy tylko okupantami, ponieważ wieś nie jest polska” – pisał Andrzej Sowa w „Kronice Kresów Wschodnich”.

Boleśnie przekonywali się o tym chociażby polscy osadnicy wojskowi.

„Ojciec (…) gospodarstwo w Zasmykach dostał za udział w walkach, zwłaszcza zaś za uczestnictwo w wojnie z bolszewikami w 1920 roku. Ukraińcy mu tego nigdy nie zapomnieli. We wrześniu 1939 roku gdy wracał furmanką z Kowla, napadli go w lesie i ciężko pobili. Praktycznie zatłukli go na śmierć. Koń z jego ciałem jakoś doczłapał się do domu. (…). Była to pierwsza ofiara mordów ukraińskich w naszej miejscowości”

– wspomina w książce „Wołyń. Krwawa epopeja Polaków” Marka A. Koprowskiego dziesięcioletni wówczas Wacław Gąsiorowski.

Takich opowieści ludzi, którzy doświadczyli skutków pokoju w Rydze, który rzucił ich rodziny w wielonarodowościowy tygiel, jest dużo. W każdej wyczytać można, że zarzewiem konfliktu mogło być praktycznie wszystko. To wydaje się tłumaczyć okrucieństwo rzezi lat 1943–1944. „Pokój w Rydze (…) nie tylko nie przynosi nam nadzwyczajnych korzyści, ale nie spełnia nawet wielu uzasadnionych i uprawnionych naszych nadziei. Daje nam przede wszystkim granicę słabą, powyginaną, nie spełniającą ani geograficznych warunków ani historycznych tradycji. A pod względem strategicznym bardzo niepewną i trudną do obrony” – napisał krakowski „Czas” w dniu podpisania traktatu.

Dokument podpisany w marcu 1921 roku regulował jednak nie tylko kwestie graniczne i demograficzno-etnograficzne. Pokój w Rydze miał też mieć wymiar polityczny i ekonomiczny. Przede wszystkim podpisanie ugody oznaczało – ni mniej, ni więcej – że Polska uznaje prawo bolszewików do rządzenia w Rosji. Do tej pory tylko Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa, Gruzja i Turcja zrobiły to oficjalnie. Na ten fakt również zwracali uwagę dziennikarze.

„Zmusza nas (traktat – przyp. red.) do nawiązania stałych politycznych stosunków z rządem i systemem które stoją na przeciwległym od nas biegunie kultury społecznej i etyki publicznej. Któremu nigdy całkowicie zaufać nie będziemy mogli że nie pominie żadnej sposobności, aby wbrew uroczystym zapewnieniom nie przenieść swojej propagandy do naszego państwa”

– napisano w „Czasie”.

Jak wspomniano, pokój w Rydze miał mieć też wymiar ekonomiczny. „Miał mieć” to w tym przypadku najlepsze określenie. Tuż po podpisaniu traktatu wiceminister przemysłu i handlu, Henryk Strasburger, który uczestniczył w ryskich rozmowach, w wypowiedzi dla East Expressu (finansowana przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych agencja prasowa – przyp. red.) był pełen nadziei i optymizmu:

„Dla życia gospodarczego Polski największe znaczenie w traktacie ryskim posiada sam fakt zawarcia pokoju. Polska będzie mogła zająć swe naturalne stanowisko pośrednio-handlowe między wschodem a zachodem, w miarę uporządkowania warunków życia ekonomicznego w Rosji”.

Wypowiedź zakończył uwagą, która okazała się prorocza:

„Wprawdzie dotychczasowe doświadczenie państw bałtyckich nasuwa niemałe wątpliwości, ale wielokrotne zapewnienia ze strony rosyjskiej świadczą o poważnej chęci ścisłego wykonania przyjętych w stosunku do Polski zobowiązań”.

Podpisane w październiku 1920 roku preliminaria pokojowe nie zadowalały żadnej ze stron. Taka sytuacja nie ułatwiała negocjacji w komisji finansowo-ekonomicznej. „Niby nie wojna, a jednak wojna” – mówili obserwatorzy. Kiedy w końcu okazało się, że Polsce zależy na uporaniu się z podpisaniem traktatu jeszcze w marcu, negocjacje przyspieszyły. W ich efekcie wiceminister Strasburger mógł mówić po ich zakończeniu, że Polska otrzyma od bolszewików prawie 60 milionów rubli w złocie – 30 miało być odszkodowaniem, a 27 – ekwiwalentem za parowozy. Czy wierzył, że tak się stanie? Z wypowiedzi dla agencji wydaje się, że jednak tak. Musiał się gorzko rozczarować, kiedy okazało się, że Sowieci wcale nie zamierzają wypełnić traktatowych zapisów. Za parowozy dostaliśmy jakieś niewielkie kwoty, a odszkodowania w ogóle nie zostały wypłacone. Co więcej, nie można było z tym nic zrobić, bo traktat nie zawierał żadnych zapisów, które umożliwiałyby jakiekolwiek środki przymusu, praktycznie przy każdym punkcie jego wypełnienie było zależne od dobrej woli jednej ze stron. W efekcie Polska jako styl swojego działania przyjęła realizację traktatu, natomiast Sowieci… jak to Sowieci: po swojemu, czyli tak, żeby ponieść jak najmniejsze straty.

Premier Wincenty Witos przy okazji ratyfikacji traktatu powiedział:

„Nie wdając się w szczegółowy rozbiór traktatu, należy stwierdzić z naciskiem, że pokój ryski, jako wynik wzajemnego porozumienia się stron zainteresowanych, ustala w sposób zdecydowany i definitywny całą wschodnią granicę Rzeczypospolitej. Ponadto traktat rozwiązuje szereg zagadnień pierwszorzędnego dla państwa naszego znaczenia i stwarza podstawę do przyjaznego ułożenia się stosunków politycznych i gospodarczych między Rzeczypospolitą a państwami, z którymi zawarliśmy pokój. Traktat, jako taki, jest tylko platformą, na której nastąpić ma praktyczne realizowanie jego treści. Rząd zdecydowany jest szczerze i lojalnie dotrzymać zobowiązań traktatowych, nie mieszając się w niczym w sprawy wewnętrzne państw z nami się układających, a oczekując tego samego od drugiej strony wymagać będzie, aby ta druga strona w niczym nie naruszała zobowiązań w traktacie przyjętych”.

On też uwierzył bolszewikom.

Wielki Tydzień w roku 1921 zaczynał się 20 marca. Jednak dla Polski przypadł kilka dni wcześniej. Traktat ryski podpisano, kiedy w kraju świętowano podpisanie ustawy zasadniczej, a tuż przed początkiem referendum, które miało zadecydować o przynależności Górnego Śląska. Te wydarzenia, a także to, że jednak społeczeństwo zaczynało już myśleć o odbudowie kraju, spowodowały, że podpisanie umowy pokojowej wprawdzie nie przeszło bez echa, ale wydaje się, że nie wybrzmiało dostatecznie. O jej wartość historycy spierają się do dziś. Właściwie będąc zgodni w jednym, że dla każdej ze stron traktat był rozwiązaniem tymczasowym. Bo Rosja Sowiecka nigdy nie zapomniała o planach wzniecenia ogólnoświatowej rewolucji, a w Polsce endecja żyła w przekonaniu, że bolszewizm nie przetrwa próby czasu, a marszałek Piłsudski z kolei twardo stał na stanowisku, że jeśli skądś spodziewać się nowej wojny, to tylko ze Wschodu.

O roku ów!, w którym uchwalono konstytucję, zawarto pokój z bolszewikami, przegrany plebiscyt doprowadził do wybuchu III powstania śląskiego. W którym urodzili się Krzysztof Kamil Baczyński, Zygmunt Kęstowicz, Tadeusz Zawadzki „Zośka”, Jan Bytnar „Rudy”, Tony Halik, Kazimierz Górski, Wieńczysław Gliński, Jerzy Stefan Stawiński, Michalina Wisłocka, Roman Bratny, Bohdan Tomaszewski, Stanisław Lem, Tadeusz Różewicz, Andrzej Munk. W którym ukazał się pierwszy numer „Przeglądu Sportowego”, odbył się I Międzynarodowy Targ Poznański, a reprezentacja polskich piłkarzy rozegrała pierwszy międzypaństwowy mecz. O roku ów!

Michał Elmerych

szczecinianin, dziennikarz z trzydziestoletnim stażem, przede wszystkim radiowiec. Wieloletni korespondent Radia Zet, redaktor i szef działu krajowego w „Dzienniku. Polska Europa Świat”, redaktor w „Przeglądzie Sportowym”, autor artykułów dla „Focusa”, „Focusa Historia”, „Newsweek Historia” i biuletynu „Kombatant” Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, autor materiałów edukacyjnych dla uczniów i nauczycieli „Mam gen wolności”. W Radiu Szczecin prowadzi programy informacyjno-publicystyczne, a także magazyn przedpołudniowy Aktywna Sobota. Odpowiada za cykl audycji popularyzujących historię „Radio Rocznica”.

Galeria

Uroczystość wręczenia buławy marszałkowskiej Józefowi Piłsudskiemu.
Od lewej stoją: płk Tadeusz Piskor, Józef Piłsudski, N.N., gen. Kazimierz Sosnkowski, ks. biskup Stanisław Gall, ppłk Bolesław Wieniawa-Długoszowski (z szablą). WBH CAW K-66-685

Upływają dwa lata od momentu przejęcia pełni władzy przez Józefa Piłsudskiego z rąk Rady Regencyjnej 14 listopada 1918 r. W ciągu tego czasu w Polsce odbyły się wybory do Sejmu Ustawodawczego. Kobiety uzyskały prawa wyborcze. Wielkopolska i Pomorze znalazły się w granicach odrodzonego państwa. Powstało Wojsko Polskie, a bezpieczeństwa obywateli strzegła utworzona Policja Państwowa. W terenie sprawnie działały struktury samorządowe, doskonale funkcjonowała opieka zdrowotna i oświata. Tworzy się nowoczesne państwo, którego dokonania możemy dziś odtworzyć studiując zachowane dokumenty, przechowywane w archiwach państwowych.

Naczelny Wódz Józef Piłsudski udaje się na uroczystość wręczenia buławy marszałkowskiej, która ma miejsce 14 listopada na placu Zamkowym w Warszawie. Obok idzie gen. Kazimierz Sosnkowski.
WBH CAW K-66-676
Rozkaz nr 156 z dnia 11 listopada 1920 roku Dowództwa Kwatery Naczelnego Wodza,
zawierający informacje o planowanej uroczystości wręczenia buławy Józefowi Piłsudskiemu.
2/106/0/1/1.10
Marszałek Józef Piłsudski w otoczeniu generałów oraz przedstawicieli rządu i Kościoła odbiera defiladę wojskową. Od prawej stoją: ks. biskup Stanisław Gall, kardynał Aleksander Kakowski, Józef Piłsudski (szósty), gen. Paul Henrys, (siódmy).
WBH CAW K-66-686
Ołtarz przed Kolumną Zygmunta na Placu Zamkowym w Warszawie
przygotowany na uroczystość wręczenia buławy marszałkowskiej Józefowi Piłsudskiemu 14 listopada 1920 roku.
WBH CAW K-66-678
Rozkaz nr 158 z dnia 13 listopada 1920 roku Dowództwa Kwatery Naczelnego Wodza przekazujący zadania asyście wojskowej w dniu wręczenia buławy Józefowi Piłsudskiemu.
2/106/0/1/1.10