Na froncie zachodnim bolszewickie wojska dowodzone przez Michaiła Tuchaczewskiego rozpoczynają walki o Grodno i przeprawy przez Niemen. Na południu kraju, w dniach 20-28 lipca, ma miejsce bitwa pod Bóbrką (woj. lwowskie). W tej bitwie dwie polskie dywizje 6. Armii toczą bój osłonowy
z oddziałami bolszewickimi dowodzonymi przez Jonę Jakira i Siemiona Budionnego.

Artykuł

Wojna Polski z Rosją bolszewicką w latach 1919–1920

Kiedy jesienią 1918 r. Rzeczpospolita powstawała do niepodległego bytu, ziemie polskie, z wyjątkiem zaboru pruskiego, były ogromnie wyniszczone przez Wielką Wojnę i rabunki okupantów. Radości z odzyskania wolnej ojczyzny towarzyszyły powszechna bieda, głód, trapiące kraj epidemie. Zamiast jednak skupić siły na odbudowie i spajaniu państwa z trzech zaborów, przez niemal dwa lata musieliśmy toczyć z Rosją bolszewicką wojnę, która pochłaniała szczupłe zasoby kraju i niosła kolejne zniszczenia. Czy można było jej uniknąć? Przecież bolszewicy anulowali traktaty rozbiorowe i przyznali wszystkim narodom prawo do samostanowienia. Podręczniki historii wydawane w Polsce Ludowej przytaczały te fakty jako dowód życzliwego nastawienia Moskwy wobec Polski. Pomijały jednak milczeniem interpretację Lenina, w myśl której naród tracił prawo do samostanowienia, jeśli wymagał tego interes rewolucji proletariackiej. Rzeczpospolita stała na drodze marszu Armii Czerwonej na zachód, musiała więc zniknąć z mapy Europy, aby rewolucja mogła zniszczyć stary świat.

Dnia 18 grudnia 1918 roku Lenin zatwierdził operację „Wisła”, która miała doprowadzić czerwone zastępy do dawnej zachodniej granicy imperium carów. Wojny można było uniknąć, tylko oddając dobrowolnie władzę w ręce bolszewików opętanych ideą budowy nowego, sprawiedliwego porządku, w imię której mieli niebawem skonstruować jeden z najbardziej zbrodniczych systemów, jakie zna współczesna historia. Od postawy ówczesnego pokolenia Polaków zależało, czy kraj znajdzie w sobie siły, aby odeprzeć Armię Czerwoną. Stawką była nie tylko niepodległość, lecz także samo istnienie narodu z jego tradycją, kulturą, pamięcią historyczną, elitami, poczuciem wspólnoty.

Rosja bolszewicka zdecydowanie górowała potencjałem militarnym nad Rzeczpospolitą. Przejęła po armii carskiej masę wyposażenia, dysponowała przemysłem zbrojeniowym, surowcami i niemal nieograniczonymi w porównaniu z Polską rezerwami rekruta. Liczebność Armii Czerwonej stale rosła, by w 1920 roku sięgnąć 5 milionów żołnierzy. Jednak obszar Rosji sprawiał, że bolszewicy mogli skierować przeciwko Rzeczypospolitej tylko część wojsk. Reszta pilnowała granic i porządku wewnątrz kraju. Polska budowała wojsko niemal od zera. Nie posiadaliśmy systemu poboru rekruta, który należało dopiero utworzyć. Początkowo do armii szedł ten, kogo pchało tam poczucie obowiązku, etos walki o kraj z bronią w ręku. Zgłosiło się ponad 100 tysięcy ochotników, ale zapasy przejęte po okupantach umożliwiały wyposażenie tylko 60 tysięcy żołnierzy. Zaciągano pożyczki, głównie we Francji, na zakup broni, amunicji. W Polsce ich nie wytwarzano, bowiem zaborcy nie zbudowali tutaj przemysłu zbrojeniowego. Pod względem wyposażenia armii byliśmy całkowicie uzależnieni od importu. Brakowało surowców, żywności, środków finansowych.

Kiedy w styczniu 1919 roku bolszewicy podchodzili do Niemna i Bugu, niemal wszystkie zdolne do walki oddziały polskie pochłaniała wojna z Ukraińcami w Galicji i na Wołyniu. Do osłony obszaru od Białostocczyzny po Lubelszczyznę pozostało 5 tysięcy żołnierzy z sześcioma armatami. Przeciwnik dysponował trzema dywizjami, artylerią, lotnictwem, pociągami pancernymi. Siły te były rozproszone na dużym obszarze operacyjnym i rozciągnięte w marszu na zachód.


Naczelny Wódz i Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, nie widząc szans na obronę, podjął śmiałą decyzję, która stwarzała szansę na przejęcie inicjatywy, zaskoczenie przeciwnika i rozbicie jego czołowych oddziałów. W dniu 14 lutego 1919 roku doszło do pierwszej walki żołnierzy polskich z czerwonoarmistami i tę datę przyjmuje się za początek wojny z Rosją bolszewicką. Energiczni, dobrze dowodzeni ochotnicy odnieśli wiele drobnych zwycięstw, które spajały szeregi, budowały zaufanie do dowódców i etos służby.

Bolszewicy wstrzymali marsz. Zamierzali wznowić go wiosną 1919 roku. Piłsudski wyprzedził ofensywę przeciwnika uderzeniem na Wilno. Operacja zakończyła się pełnym sukcesem, wbrew obawom zawodowych wojskowych, którzy wieszczyli klęskę. Opanowano starą stolicę Litwy i przesunięto linię frontu blisko 100 kilometrów na wschód.

Pod koniec czerwca Polacy wznowili ofensywę na Białorusi. Na rozległym terenie z rzadką siecią dróg grupy wojsk działały samodzielnie. O zwycięstwie decydowały inicjatywa, umiejętności taktyczne dowódców i postawa żołnierza. W tych warunkach lepiej radzili sobie Polacy, docierając we wrześniu do Dźwiny i Berezyny. Front polsko-rosyjski objął także Wołyń, gdzie po pokonaniu Ukraińców Wojsko Polskie napotkało idącą od wschodu Armię Czerwoną.

Późną jesienią walki zamarły. Nadszedł czas reorganizacji wojska, szkolenia, uzupełniania zapasów. Po wprowadzeniu poboru powszechnego armia polska zaczynała tracić ochotniczy charakter. Pojawiły się nowe, wcześniej nieznane problemy. Wielu poborowych lękało się frontu i nie rozumiało znaczenia wojny z Rosją. Dlatego tak ważna była praca oświatowa w wojsku, połączona od wiosny 1919 roku z przymusową nauką dla analfabetów. Żołnierz dowiadywał się nie tylko jak, ale również dlaczego powinien walczyć w obronie ojczyzny. Nieodległa przyszłość pokazała, jak duże miało to znaczenie w zderzeniu z agresywną, nieprzebierającą w środkach propagandą bolszewicką.

Wiosną 1919 roku siły polskie na froncie wschodnim liczyły ponad 600 tysięcy żołnierzy. Rzeczpospolita zaczęła być postrzegana jako istotny czynnik militarny w Europie Środkowo-Wschodniej. Wielka Brytania i Francja nalegały, aby Polacy wsparli Armię Ochotniczą gen. Antona Denikina szykującą ofensywę na Moskwę. Piłsudski odrzucił te sugestie. Był przekonany, że jeśli zwyciężą „biali” generałowie, twardo stojący na gruncie przynależności Polski do rosyjskiej strefy wpływów, mocarstwa zachodnie poprą nową Rosję i Rzeczpospolita popadnie w zależność od wschodniego sąsiada. Podjęte przez Piłsudskiego próby zbudowania szerokiego porozumienia (federacji) krajów zagrożonych przez Moskwę nie przyniosły efektu. Tylko z Łotwą doszło do krótkiej współpracy wojskowej. W styczniu 1920 roku na prośbę rządu łotewskiego Polska wysłała korpus pod dowództwem gen. Śmigłego-Rydza, który w ciągu miesiąca pomógł armii łotewskiej usunąć z terytorium kraju Armię Czerwoną.

W dniach 22 grudnia 1919 roku i 28 stycznia 1920 roku bolszewicy wystosowali do rządu polskiego noty z zaproszeniem do rokowań. Piłsudski uważał, że nieprzyjaciel szykuje ofensywę na Polskę i próbuje zyskać na czasie, a po ukończeniu przygotowań uderzy pod byle pretekstem. Dzisiaj wiemy, jak trafne było to rozumowanie. Od listopada 1919 roku Borys Szaposznikow, były pułkownik armii carskiej, pracował nad planem inwazji na Polskę. Proponował ofensywę Frontu Zachodniego Michaiła Tuchaczewskiego na Białorusi, zniszczenie armii polskiej w bagnach poleskich i marsz na Warszawę. Front Południowo-Zachodni miał ruszyć na Lwów i w decydujących dniach kampanii wesprzeć częścią sił wojska Tuchaczewskiego. Plan został zaakceptowany w marcu; ofensywa miała ruszyć latem 1920 roku.

Wiosną 1920 r. Piłsudski sięgnął po „kartę ukraińską”. Zaoferował pomoc w walce o niepodległość politykom i żołnierzom naddnieprzańskiej Ukraińskiej Republiki Ludowej, którzy po jej upadku pod naporem Armii Czerwonej znaleźli schronienie w Polsce. Oderwanie Ukrainy mocno osłabiało Rosję, dlatego Naczelny Wódz spodziewał się, że bolszewicy będą bronić Kijowa za wszelką cenę. To dawało szansę rozbicia Armii Czerwonej, zanim zakończy koncentrację głównych sił. Dnia 21 kwietnia Piłsudski podpisał porozumienie z atamanem Symonem Petlurą. Polska uznawała prawo Ukrainy do niepodległości, obiecywała pomoc zbrojną w budowie państwa i wyposażenie ukraińskiej armii. W zamian Ukraińcy zrzekali się pretensji do Galicji Wschodniej i części Wołynia. Powodzenie planu Piłsudskiego mogło zapewnić bezpieczeństwo wschodniej granicy Rzeczypospolitej i wpłynąć na losy narodów tej części Europy, a może i na historię starego kontynentu.

Mapa współczesna, linearna będąca czarnym drukiem na białym tle. Na górze, na czarnym pasku podany tytuł: Uderzenie na Kijów, dwudziesty piąty kwietnia – ósmy maja tysiąc dziewięćset dwudziesty". U dołu oznaczenie praw autorskich z abrewiaturą (literą C w okręgu) przy nazwisku "Zalewski dwa tysiące dwadzieścia". Obok w kole liczba trzydzieści sześć.
Przebieg uderzenia na Kijów w dniach 25 IV – 8 V 1920 roku. Autor: Wojciech Zalewski, Taktyka i Strategia, „Wielki Atlas Wojny 1920 Roku”

Ofensywa na Kijów zakończyła się połowicznym powodzeniem. Wzięto 25 tysięcy jeńców i 140 armat, ale główne siły przeciwnika uszły za Dniepr. Luki w szeregach bolszewicy z nawiązką uzupełnili nowym zaciągiem i wysłali na Ukrainę kolejne dywizje z frontów wojny domowej. Utrata Kijowa wstrząsnęła Rosją. Dla większości „białych” i „czerwonych” oznaczała zamach na jedną niepodzielną Rosję. Wielu przeciwników rewolucji zaczęło wspierać „czerwonych”, a tysiące byłych oficerów carskich, posłusznych odezwie gen. Aleksieja Brusiłowa, bohatera Wielkiej Wojny, wstąpiło do Armii Czerwonej, dostarczając jej kadr dowódczych.

Fotografia czarno-biała, tonowana w sepii przedstawiająca widok ulicy z drewnianą zabudową, na której zatrzymały się na odpoczynek oddziały polskich żołnierzy. Ulica zastawiona jest zaprzęgami konnymi. Na pierwszym planie, w prawym, dolnym rogu, żołnierz w mundurze polowym trzyma za uzdę konia jakby pozując do zdjęcia. Po lewej stronie para wieśniaków oparta o drewniany płot obserwuje ulicę.
Na końcu widocznego odcinka masywny budynek cerkwi św. Aleksandra Newskiego w Prużanie.
Oddziały Wojska Polskiego na postoju w Prużanach podczas odwrotu z Kijowa w lipcu 1920 roku. 
WBH CAW K-25-509

Aby zatrzeć wrażenie porażki na Ukrainie, władze bolszewickie nakazały ofensywę na Białorusi, nie czekając do zakończenia koncentracji sił. Dowódca Frontu Zachodniego otrzymał dziesięć dywizji ściągniętych z głębi Rosji. Nastroje w szeregach były doskonałe, Wojsko Polskie traktowano jak jeszcze jedną „białą armię”, łatwą do pokonania. Dnia 15 maja ruszyła ofensywa Tuchaczewskiego. Po dwóch tygodniach Polacy cofnęli się, na różnych odcinkach frontu, od 30 do 100 kilometrów na zachód. Na Białoruś skierowano posiłki z kraju i z frontu ukraińskiego.

Barwna mapa w formacie zbliżonym do kwadratu przedstawia Ugrupowanie wojsk w dniu dwudziestego szóstego maja. Pastelowa kolorystyka zieleni, żółcieni i oranżu służy wyeksponowaniu intensywnych czerwonych i granatowych elementów linii i ugrupowań frontów, biegnących w pionie, po prawej stronie ilustracji. Front polski zaznaczony jest na granatowo, front bolszewicki zaznaczony jest na czerwono. W lewym, górnym rogu mapy, na czarnym pasku biały napis: "Ugrupowanie wojsk, dwudziestego szóstego maja tysiąc dziewięćset dwudziestego". U dołu oznaczenie praw autorskich z abrewiaturą (literą C w okręgu) "Zalewski dwa tysiące dwadzieścia". Obok w kole liczba czterdzieści.
Ugrupowanie wojsk w dniu 26 maja 1920 roku w teatrze działań na frontach walk polsko-bolszewickich. Autor: Wojciech Zalewski, Taktyka i Strategia, „Wielki Atlas Wojny 1920 Roku”

W dniu 31 maja Polacy rozpoczęli kontrofensywę, odrzucając nieprzyjaciela za Berezynę i Autę. Tutaj marsz zatrzymano, bowiem uwagę dowództwa polskiego przyciągnęły wydarzenia na Ukrainie, gdzie pojawiła się czterdziestotysięczna 1. Armia Konna Siemiona Budionnego wspierana przez samochody i pociągi pancerne oraz lotnictwo. Polski front był osłabiony wysłaniem części wojsk na Białoruś, a polska 1. Dywizja Jazdy liczyła niespełna 2,5 tysiąca szabel.

Po dwóch nieudanych próbach, 5 czerwca, Budionny wymanewrował obronę, przerwał front pod Samhorodkiem i ruszył na polskie tyły. Dnia 10 maja Polacy opuścili Kijów, ewakuując zapasy i tysiące uchodźców. Odwrót na Ukrainie przebiegał w sposób uporządkowany. Parokrotnie próbowano osaczyć i rozbić armię konną. Nieraz Budionny znajdował się w opałach, ale dzięki ruchliwości swoich oddziałów uniknął okrążenia. Piechota nie mogła nadążyć za jazdą bolszewicką, a 1. Dywizja Jazdy była za słaba, by zatrzymać armię konną.

Na szlakach odwrotu żołnierz polski zetknął się z nachalną propagandą rewolucyjną. Próbowała złamać jego morale, zarzucała mu zdradę „socjalistycznej Polski”, gloryfikowała bolszewicki „raj”, namawiała do dezercji. W ciężkich marszach i walkach, przy ogromnym zmęczeniu, pojawiło się wielu rozbitków, dezerterów – głównie z taborów i formacji tyłowych. Wojsko nie czuło się pokonane. Odpierało ataki nieprzyjaciela, opóźniało jego marsz, odnosiło zwycięstwa, brało jeńców. Dnia 28 lipca 1920 roku, po dwóch tygodniach walk, bolszewicy sforsowali Zbrucz i wdarli się do Galicji. Wojska polskie cofały się także na Wołyniu. W bojach z armią konną maszerującą na Lwów wyróżniła się 7. Eskadra Myśliwska im. Tadeusza Kościuszki złożona głównie z lotników amerykańskich, którzy ochotniczo wstąpili w szeregi Wojska Polskiego, aby spłacić dług wdzięczności, jaki Stany Zjednoczone zaciągnęły u Polaków za udział Kościuszki i Pułaskiego w amerykańskiej wojnie o niepodległość. Samoloty zadawały armii konnej takie straty, że Budionny wyznaczył nagrody pieniężne za każdego zestrzelonego pilota.

Przy polskim żołnierzu trwał sojusznik ukraiński. Nie powstała wielka ukraińska armia, jakiej pragnął Petlura, lecz sześć słabych dywizji strzeleckich i dywizja jazdy. Latem 1920 roku Ukraińcy galicyjscy zaczęli dezerterować z szeregów, ale Ukraińcy naddnieprzańscy ofiarnie bronili powierzonych im odcinków frontu.

Tymczasem na Białorusi Tuchaczewski szybko uzupełnił ubytki w szeregach. Wprowadził karę śmierci za dezercję i represjonował rodziny dezerterów. Na tyłach rozlokowano zagraditielnyje otriady, które stosowały „surowe środki” wobec cofających się żołnierzy. Ściągano posiłki z Rosji. W ciągu trzech tygodni na odcinku 1. Armii gen. Gustawa Zygadłowicza liczącej niespełna pięć dywizji nieprzyjaciel skoncentrował piętnaście dywizji. Taktyka Tuchaczewskiego była prosta: skupiać siły na wybranych odcinkach, zyskując tam kilkukrotną przewagę, i powtarzać natarcia bez względu na straty. Przy wielkiej dysproporcji sił musiało w końcu dojść do przerwania frontu. Dnia 4 lipca ruszyła nowa ofensywa, aby – jak głosiła odezwa dowódcy Frontu Zachodniego – „przez trupa białej Polski” rozniecić ogólnoświatową pożogę. Plan otoczenia i zniszczenia polskiej 1. armii się jednak nie powiódł. Po dwóch dniach ciężkich walk i wyczerpaniu wszystkich odwodów Polacy rozpoczęli odwrót.

Porażka 1. armii pociągnęła za sobą odwrót 4. armii i Grupy Poleskiej. Cofano się pod nieustannym naciskiem silniejszego przeciwnika. Walki w dzień i nocne marsze odwrotowe wyczerpywały wojsko. Nie było odwodów, aby zluzować walczące oddziały, dać im chwilę wytchnienia. Topniały szeregi, rosła liczba niezdolnych do walki, pojawiały się oznaki załamania, spadku dyscypliny. Mimo to żadna polska dywizja nie została rozbita, żaden pułk nie złożył broni. Również na Białorusi żołnierz polski okazał się odporny na bolszewicką propagandę.

W dniach 19–24 lipca Polacy bronili linii Niemna, ale ostatecznie przeciwnik, wykorzystując przewagę liczebną, sforsował rzekę i trzeba było kontynuować odwrót.

W kraju trwały przygotowania do odparcia inwazji. Pod wpływem wieści z frontu już 1 lipca Sejm uchwalił ustawę o utworzeniu Rady Obrony Państwa (ROP) pod przewodem Naczelnika Państwa. Na pierwszym posiedzeniu ROP podjęła decyzję o formowaniu Armii Ochotniczej. Dnia 3 lipca wydała odezwę do narodu Obywatele Rzeczypospolitej! Ojczyzna w potrzebie! wzywającą zdolnych do noszenia broni w szeregach wojska. Dnia 8 lipca Minister Spraw Wojskowych gen. Kazimierz Sosnkowski utworzył Generalny Inspektorat Armii Ochotniczej pod kierownictwem gen. Józefa Hallera. Gen. Haller zyskał rozgłos, dowodząc II Brygadą Legionów, która pod Rarańczą, nocą z 15 na 16 lutego 1918 roku, przerwała front austriacki i przeszła na stronę rosyjską, w zbrojnym proteście przeciwko warunkom pokoju brzeskiego. W Rosji dowodził II Korpusem Polskim i 11 maja stoczył pod Kaniowem bitwę z Niemcami, którzy zamierzali Korpus rozbroić. Wiosną 1919 roku wrócił do kraju z Francji na czele „Błękitnej Armii”. Jak mało który dowódca potrafił wzniecać zapał, a popularnością ustępował jedynie Piłsudskiemu.

Wezwanie do zaciągu ochotniczego spotkało się z natychmiastowym odzewem społeczeństwa i wsparciem wszystkich partii politycznych z wyjątkiem komunistów. Zaciągali się harcerze, członkowie „Sokoła”, robotnicy, rzemieślnicy, nauczyciele, młodzież szkolna, akademicy. Dziewczęta podejmowały pracę w szpitalach, biurach wojskowych lub służbę w Ochotniczej Legii Kobiet. Przyjęci do wojska otrzymywali legitymację zaciągową i biało-czerwoną „kokardę ochotnika” nawiązującą do tradycji powstania styczniowego. Była przedmiotem dumy i szacunku.

Przyjęto ponad 105 tysięcy ochotników. Przeważnie byli słabo wyszkoleni, jednak wnosili do zmęczonych, wykrwawionych oddziałów frontowych zapał, poświęcenie, wiarę w zwycięstwo. Ich obecność świadczyła, że wysiłek armii wspiera całe społeczeństwo. Symbolem ofiarności ochotników stały się dwie bitwy uwiecznione na tablicach Grobu Nieznanego Żołnierza: Zadwórze, nazwane „polskimi Termopilami”, gdzie Ochotniczy Batalion kpt. Bolesława Zajączkowskiego na 11 godzin zatrzymał marsz 6. Dywizji Jazdy Siemiona Budionnego na Lwów i wyginął niemal w całości, oraz Ossów pod Warszawą, miejsce śmierci ks. kapelana Ignacego Skorupki i boju I Batalionu 236 Ochotniczego Pułku Piechoty.

Setki tysięcy osób wstąpiły do straży obywatelskich, które pilnowały ważnych obiektów i strzegły bezpieczeństwa w miastach. Ten zbiorowy wysiłek społeczeństwa umożliwił wysłanie na front wielu żołnierzy z zaplecza.

Czarno-białe, retuszowane zdjęcie plenerowe w formacie kwadratu przedstawiające żołnierzy pracujących na torach kolejowych. Tory kolejowe biegną po przekątnej kadru po kamiennym nasypie, biegnące po przekątnej. Na pierwszym planie, trzech pochylonych żołnierzy operuje narzędziami przy pierwszej szynie w akcji zakładania min pod tory. W drugim planie, nieco po prawej stronie przygląda się temu zajęciu dwóch żołnierzy kawalerii na koniach, z lancami trzymanymi w pionie. Przed nimi żołnierz stojący na torach obserwuje otoczenie trzymając lornetkę przy oczach. W dali,  w poprzek szyn ułan z lancą.
Grupa żołnierzy podczas zakładania min pod tory kolejowe pod Radziwiłłowem w lipcu 1920 roku. 
WBH CAW K-25-515

Kiedy wojska Frontu Zachodniego podchodziły do Niemna i Bugu, Piłsudski planował uderzenie na ich lewe skrzydło z rejonu Brześcia nad Bugiem siłami ściągniętymi z Galicji i Wołynia. Powodzenie operacji zależało od utrzymania Brześcia oraz rozbicia armii konnej prowadzonej przez Budionnego, gdyż dopiero jej wyeliminowanie umożliwiało zabranie z frontu dywizji potrzebnych do walki z Tuchaczewskim. Polacy zaatakowali Budionnego pod Brodami i 2 sierpnia armia konna znalazła się w krytycznym położeniu. Niestety niespodziewany upadek Brześcia obrócił wniwecz plan Piłsudskiego. Bitwę trzeba było przerwać. Armia konna ocalała, ale poniosła duże straty i na blisko dwa tygodnie została wycofana z frontu.

Zdjęcie plenerowe w polu. Słoneczny dzień. Z prawej strony kadru furmanka z sianem. W niej, na sianie leży ranny. Nad nim, stoi pochylony, opatrujący go żołnierz z nożem szturmowym za pasem. Przy wozie kilku innych żołnierzy w mundurach polowych.
Ranni żołnierze 1 Pułku Piechoty Legionów pod Demidówką w lipcu 1920 roku.
WBH CAW K-25-519

Tuchaczewski skierował na obszar między Bugiem i granicą Prus Wschodnich jedenaście dywizji strzeleckich i III Korpus Konny. Na południe od Bugu posuwało się ku Wiśle osiem dywizji, z których dwie osłaniały lewe skrzydło Frontu Zachodniego. Tuchaczewski, ponaglany przez Lenina, zamierzał sforsować dolną Wisłę, aby odciąć Polskę od dostaw broni i amunicji z Gdańska, a równocześnie uderzyć na Warszawę od wschodu. Pewność zwycięstwa była tak wielka, że sztab XVI armii nakazał druk obwieszczeń do ludności „zdobytej” Warszawy i zaplanował uroczystość wręczenia Tuchaczewskiemu szabli pamiątkowej na placu Zamkowym. W Białymstoku Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski zapowiedział budowę „polskiej republiki rad”.

Zachód uznał Polskę za straconą. Czesi, w przekonaniu że upadek Rzeczypospolitej pozwoli ich krajowi odgrywać czołową rolę w Europie Środkowej, zakazali przewożenia przez swoje terytorium broni dla Polaków. Tymczasem Lenin, uniesiony zwycięstwami Armii Czerwonej, planował już inwazję na Węgry, Austrię i Czechosłowację. Polecił Budionnemu zdobyć Lwów, ponieważ zajęcie miasta otwierało drogę na przełęcze karpackie. Francuzi i Brytyjczycy sugerowali Polakom obronę Wisły i zabieganie o pokój. Gen. Maxime Weygand, szef francuskiej misji wojskowej, informowany o polskich planach kontrofensywy doradzał uderzenie z rejonu Mińska Mazowieckiego. Byłaby to akcja lokalna, ale Weygand uważał, że po długim odwrocie żołnierz polski nie jest zdolny do większych działań.

Piłsudski pragnął zniszczyć główne siły Tuchaczewskiego i uważał, że posiada ku temu dostateczne środki. Po dyskusji z gen. Tadeuszem Rozwadowskim, szefem Sztabu Generalnego, wybrał wariant uderzenia znad Wieprza siłami Frontu Środkowego (4. i część 3. armii) na tyły czerwonych wojsk szturmujących Warszawę. Front Północny gen. Hallera miał bronić stolicy (1. armia), osłaniać wojska polskie przed oskrzydleniem od północy (5. Armia gen. Władysława Sikorskiego nad Wkrą) i bronić środkowej Wisły (2. armia). Obronę dolnej Wisły organizowała Grupa „Dolna Wisła”. Na Froncie Południowym 6. armia wraz z sojusznikiem ukraińskim broniła Galicji. Armia Czerwona miała dwu- i półkrotną przewagę nad Polakami na obszarze między Bugiem a granicą Prus Wschodnich. Pod Warszawą występowała względna równowaga sił, natomiast na południu, w pasie ofensywy znad Wieprza, wojska polskie dysponowały niemal sześciokrotną przewagą nad dywizjami Grupy Mozyrskiej. W czasie kilku dni strona polska przeprowadziła wielką operację logistyczną, przerzucając do miejsc koncentracji wojsko i dziesiątki tysięcy ton zaopatrzenia. Dokonano tego dzięki ofiarności kolejarzy – zapomnianych bohaterów bitwy nad Wisłą.


Na Naczelnym Wodzu ciążyła ogromna odpowiedzialność. Przegrana oznaczała upadek państwa. W pamiętnikach osób, które zetknęły się w tych dniach z Piłsudskim, widzimy marszałka zasępionego, walczącego z własnymi obawami i zaszczepiającego współpracownikom wiarę w powodzenie.

Dnia 13 sierpnia nieprzyjaciel uderzył na Warszawę, przełamał pierwszą linię obrony i opanował Radzymin. Przez dwa dni toczono zacięte walki o to niewielkie podwarszawskie miasteczko, które 15 sierpnia ostatecznie odbili Polacy. Dzień później, 14 sierpnia, rozgorzał bój pod Ossowem, gdzie I Batalion 236 Ochotniczego Pułku Piechoty zatrzymał do czasu nadejścia polskich rezerw marsz 79 Brygady Strzelców Chachaniana grożący przerwaniem drugiej linii obrony stolicy.

Aby odciążyć obrońców Warszawy, 5. Armia gen. Władysława Sikorskiego przeszła 14 sierpnia do natarcia nad Wkrą. Wykorzystując zaskoczenie i błędy popełniane przez nieprzyjaciela, Polacy bili kolejno oddziały IV, XV i III armii bolszewickiej. Jednostki Armii Czerwonej, które dotarły nad dolną Wisłę, napotkały zacięty opór formacji zapasowych; głośna stała się zwłaszcza obrona Płocka przez wojsko i ludność cywilną.

W ciężkich walkach obronnych zahamowano impet bolszewickiej ofensywy. Cios decydujący wyszedł 16 sierpnia znad Wieprza. W pułkach rozkaz kontrofensywy przyjęto wybuchem radości. Do walki stawało wojsko wyczerpane odwrotem, ale nie pokonane. Duże znaczenie miała obecność Naczelnego Wodza wśród żołnierzy. Gen. Weygand pisał: „W ciągu trzech dni, które marszałek Piłsudski spędził wśród wojsk 4. armii zelektryzował je; przelał z własnej duszy w duszę walczących ufność i wolę pokonania wszelkich przeszkód. Nikt poza nim nie mógłby tego dokonać”[1]. Tuchaczewski zdał sobie sprawę z rozmiarów zagrożenia dopiero wieczorem 17 sierpnia, kiedy Polacy wychodzili na tyły bolszewickie pod Warszawą. Było za późno na podjęcie przeciwdziałań. Pozostał odwrót, który pod presją nieustannego polskiego natarcia rychło zmienił się w ucieczkę. Szczególną cechą polskiej kontrofensywy było jej olbrzymie tempo. Piechurzy przez kilka dni maszerowali 40–60 kilometrów na dobę. Szli polnymi drogami, w sierpniowym skwarze, dźwigając po 20–25 kilogramów oporządzenia, raz po raz staczając walki z nieprzyjacielem. W ciągu tygodnia dotarli znad Wieprza w pobliże granicy Prus Wschodnich. Tempo polskiego pościgu złamało znanego z wytrzymałości żołnierza rosyjskiego.

W dniu 22 września w boju o Białystok 1. Brygada Piechoty Legionów zdziesiątkowała resztki sześciu dywizji Armii Czerwonej cofających się znad Wisły. Dnia 25 września pod Kolnem granicę Prus przekroczył III Korpus Konny; wcześniej uczyniła to 4. Armia Aleksandra Szuwajewa. Za Niemen uszły szczątki wojsk, które przed dwoma tygodniami szykowały się do sforsowania Wisły i zdobycia Warszawy. Do niewoli wzięto ok. 66 tysięcy czerwonoarmistów, 45 tysięcy uciekło do Prus Wschodnich. Polacy zdobyli 231 dział, 1023 karabiny maszynowe i masę innego sprzętu.

Zwycięstwo nad Wisłą było efektem znakomitego, konsekwentnie realizowanego planu, świetnej postawy żołnierza i wysiłku całego społeczeństwa, które wsparło armię ogromną mobilizacją materialną i moralną. Dzięki temu żołnierz mógł czuć się w pełni reprezentantem narodu, wyrazicielem jego woli – obrony niepodległej Rzeczypospolitej.

Kiedy nad Wisłą ważyły się losy Polski, Budionny, zgodnie z dyrektywą Lenina, próbował zdobyć Lwów. Z dużym opóźnieniem ruszył na pomoc Tuchaczewskiemu. Dnia 28 sierpnia dotarł pod Zamość. Bezskutecznie oblegał miasto bronione przez oddziały polskie i ukraińskie. W dniu 31 sierpnia został pokonany w bitwie pod Komarowem przez 1. Dywizję Jazdy płk Juliusza Rómmla i z trudem uszedł za Bug. Zdziesiątkowana armia konna została wycofana z walki i na front polski już nie wróciła.
Sierpniowe zwycięstwo ocaliło Polskę, ale nie przesądzało jeszcze wyniku wojny. Tuchaczewski dzięki zasobom Rosji uzupełniał straty i planował zajęcie Warszawy przed nastaniem zimy. Piłsudski, pewien, że bolszewicka Rosja nie wyrzeknie się prób podboju Polski, dopóki Armia Czerwona zachowuje zdolność do walki, pod koniec sierpnia nakazał przygotowania do ofensywy na północnym odcinku frontu. Rozpoczął się wyścig z czasem. Dzięki lepszej organizacji wygrali go Polacy, uruchamiając w krótkim czasie zniszczone linie kolejowe i telegraficzne, przewożąc wojsko i niezbędne zaopatrzenie.

W trakcie tych przygotowań na Wołyniu grupa pancerno-motorowa mjr Włodzimierza Bochenka dokonała w dniach 11–13 września zagonu na Kowel leżący 70 kilometrów za linią frontu. Rozbiła garnizon, opanowała miasto i wielkie składy wojskowe, paraliżując systemy dowodzenia i zaopatrzenia nieprzyjaciela na froncie wołyńskim.

Dnia 20 września dwie dywizje polskiej 2. armii wsparte grupą artylerii ciężkiej ruszyły na Grodno, rozpoczynając bitwę nad Niemnem. Po raz kolejny samouk wojskowy Piłsudski wymanewrował Tuchaczewskiego, absolwenta carskiej Akademii Sztabu Generalnego. Zaciekłe walki o Grodno przekonały dowództwo bolszewickie, że jest to główny kierunek polskiej ofensywy; tam też skierowano odwody. Wówczas polska Grupa Uderzeniowa (dwie dywizje piechoty i brygada jazdy) skoncentrowana w lasach na lewym skrzydle 2. armii przeszła przez skrawek terytorium Litwy i uderzyła na Lidę, na głębokie tyły 3. armii Władimira Łazarowicza broniącej Grodna. Tuchaczewski, podobnie jak nad Wisłą, zbyt późno dostrzegł zagrożenie. Polacy wyprzedzili cofające się znad Niemna dywizje Łazarewicza i 28 września pod Lidą stoczyli całodzienną bitwę z głównymi siłami 3. armii. Część wojsk bolszewickich złożyła broń, część w nieładzie uszła na wschód. W rosyjskim froncie na Białorusi powstała luka, której dowództwo nie miało czym zamknąć.

Ostatnią dużą operacją wojny z Rosją bolszewicką był zagon korpusu jazdy płk Rómmla na Korosteń w dniach 8–12 października. Ten największy zagon kawalerii XX wieku zniszczył ważny węzeł kolejowy i logistyczny; bolszewicka XII armia straciła zdolność do walki. Można było ponownie podjąć marsz na Kijów. Ale społeczeństwo po sześciu latach wojen i wyrzeczeń pragnęło pokoju. Żołnierz walczył znakomicie, lecz oczekiwał, że zwycięska kampania jesienna będzie ostatnią. Takich nastrojów nie mogli lekceważyć politycy ani Naczelny Wódz.

Podpisano rozejm, który wszedł w życie 18 października. Rokowania polsko-rosyjskie zwieńczył traktat pokojowy podpisany 18 marca 1921 roku w Rydze. Traktat ustalał przebieg wschodniej granicy II Rzeczypospolitej, przewidywał dobrowolną repatriację ludności między Rosją i Polską, zwrot Polsce dóbr kultury i sztuki zgrabionych przez Rosję carską, co bolszewicy wykonali częściowo, wypłacenie Polsce 30 milionów rubli w złocie (ten punkt pozostał niezrealizowany).

Zwycięstwo nad Rosją bolszewicką uchroniło Polskę przed losem sowieckiej republiki. Zbudowało w społeczeństwie wiarę we własne siły i moc odrodzonego państwa. Traktat ryski na blisko 20 lat ustalił porządek w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdyby w 1920 roku żołnierz polski zawiódł, czekałoby nas zniewolenie pod wieloma względami gorsze od najczarniejszej nocy zaborów po upadku powstania styczniowego: stalinowski terror, zniszczenie elit i systemu wartości tkwiących u podstaw polskiej kultury, sowietyzacja umysłów nieporównanie większa od tej, jaką przyniósł PRL. Upadłyby kraje bałtyckie, a Czechosłowacja, Węgry i Austria stałyby się obiektami inwazji Armii Czerwonej. Nie w 1945, ale w 1920 roku nad tą częścią kontynentu zapadłaby „żelazna kurtyna”. Moskwa mogłaby także „podać rękę” rewolucji niemieckiej, która miała licznych zwolenników i mogła wybuchnąć nowym płomieniem. Dlatego zwycięstwo w 1920 roku jest jednym z najważniejszych wydarzeń w dziejach Polski, a „cud nad Wisłą” został zaliczony w poczet bitew, które kształtowały historię świata.

Janusz Odziemkowski

Absolwent IH UW, w l. 1986-2008 pracownik Ośrodka Dokumentacji i Studiów Społecznych, Instytutu Historii Kultury Materialnej PAN, Wojskowego Instytutu Historycznego, Akademii Obrony Narodowej, od 1998 pracownik Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. autor ponad 40 książek i wielu artykułów poświęconych historii walk o niepodległość, wojnie Polski z Rosją bolszewicką, konfliktom międzynarodowym, historii duszpasterstwa wojskowego

 


[1] W. Jędrzejewicz, Kronika życia Józefa Piłsudskiego 1867–1935, t. 1., Warszawa 1989, s. 512.

Galeria

Druk jednobarwny, czarną farbą na ciemnym pożółkłym szarawym papierze. Tytuł: Dekret Naczelnika Państwa, napisany jest dużą czcionką. Poniżej biegnie tekst zakończony stopką: myślnik w nawiasie - symbol zastępujący odręczny podpis i obok "J. Piłsudski". Niżej miejsce i data: Warszawa, dnia dwudziestego lipca tysiąc dziewięćset dwudziestego roku". Na samym dole informacja techniczna: "Druk A. Rozdoba Lublin". W lewym górnym rogu kwadratowa, czerwona pieczęć: Archiwum KC PZPR i w prawym, dolnym rogu owalna: Archiwum Wojskowe z godłem państwowym.
Dekret
Naczelnika Państwa skierowany do dezerterów lub osób uchylających się od odbycia służby wojskowej
2/1401/296/I/57
Druk jednobarwny, czarną farbą na ciemnym pożółkłym papierze. U góry wielkimi literami na szerokość strony napis: "Naczelny Zarząd Ligi Kobiet Polskich", pod spodem napis mniejszą czcionką: "we Lwowie, Plac Akademicki 1". Niżej i centralnie największą czcionką: "Okólnik numer dwa". Tekst zakończony jest datą i miejscem publikacji: "Lwów, w lipcu tysiąc dziewięćset dwudziestego roku". Po prawej stronie znajdują się dwa wersy wydrukowane kursywą: "M. Mościcka i w drugim: I. Mostowska". u dołu, po środku widnieje okrągła pieczątka z godłem w środku i napisem biegnącym po okręgu: "Naczelny Zarząd Ligi Kobiet Polskich".. Na samym dole strony znajduje się tekst wydrukowany bardzo małą czcionką, rozpoczynający się od słowa: Uwaga. Dalej widnieje informacja, odwołująca się do hasła “Wszystko dla frontu” - Koła stowarzyszenia oddalone od frontu oraz dawców darów do wyznaczonych miejscowości i do Naczelnego zarządu we Lwowie.
Ulotka
Naczelnego Zarządu Ligi Kobiet Polskich we Lwowie z lipca 1920 r. zachęcająca kobiety do włączenia się do udzielania pomocy żołnierzom poprzez między innymi tworzenie punktów z posiłkami,  pomoc w szpitalach, szycia bielizny i zbierania funduszy.
 „OKÓLNIK Nr 2” .
2/1401/296/I/53