Rozpoczęcie przez 2. Dywizję Piechoty Legionów walk o Mołodeczno z oddziałami bolszewickimi wchodzącymi w skład III Armii.

Galeria

Główna Kwatera Naczelnego Wodza przed ofensywą nad Niemnem 1920 roku.
Stoją od lewej: gen. Leon Skierski, gen. Paul Henrys, kierowca (z tyłu), Józef Piłsudski, ppłk Bolesław Wieniawa-Długoszowski (stoi tyłem).
WBH CAW K-66-522

Artykuł

Mniejszości narodowe wobec agresji Armii Czerwonej na Polskę w 1920 roku. Odwet na kolaborantach i zdrajcach

1. Stosunek mniejszości narodowych do służby w Wojsku Polskim.

Dwuletnia wojna z Rosją sowiecką obfitowała we wspaniałe zwycięstwa i bolesne porażki, lecz z każdym dniem polski opór tężał. Żołnierz polski czuł się w boju coraz pewniej. Problemem stały się dezercje żołnierzy wywodzących się z mniejszości narodowych. Wojsko Polskie było lustrzanym odbiciem narodowościowej mozaiki, z której po zaborach składała się Rzeczpospolita. Żywioł polski stanowił nie więcej niż ok. 69% całego społeczeństwa. Dziesięć lat po omawianych wydarzeniach państwo polskie zamieszkiwało ok. 20 650 tys. Polaków, 5145 tys. Ukraińców, 3133 tys. Żydów, 1966 tys. Białorusinów, ok. 784 tys. Niemców (na Górnym Śląsku ok. 520 tys.), ok. 200 tys. Litwinów, ok. 140 tys. Rosjan i ok. 90 tys. przedstawicieli innych narodowości, tj. Romów, Czechów, Słowaków, Austriaków, Węgrów i Tatarów. W czasie wojny z Rosją sowiecką w latach 1919–1921 te proporcje musiały być podobne. Eufemistycznie mówiąc, nie wszyscy mieszkańcy odrodzonej Rzeczpospolitej chcieli umierać za polskie państwo. Czynnik etniczny miał zatem istotne znaczenie, a dezercje z wojska pojawiły się od pierwszych dni formowania sił zbrojnych. Wojsko Polskie jako armia narodowa powstało w końcu października 1918 roku, a pierwsze oddziały tworzono na zasadzie spontanicznego werbunku i dobrowolnego zaciągu najbardziej ideowej młodzieży. Jednak i w tych formacjach zdarzały się dezercje, gdyż żołnierz ochotniczy uważał, że jeśli sam przyszedł do wojska, to sam może z niego również odejść. Taka postawa cechowała większość formacji ochotniczych, które biły się w powstaniach wielkopolskim, śląskich i w walkach z Ukraińcami o Lwów.

W listopadzie 1918 roku wszystkie formacje WP liczyły nie więcej niż 30 tys. oficerów i żołnierzy, zaś dalszy liczebny rozwój sił zbrojnych bazował na przymusowym poborze. W styczniu 1919 roku zmobilizowanych było ok. 110 tys. oficerów i żołnierzy, lecz nie więcej niż 23 tys. walczyło w polu. Mimo uprawianej legendy czynu legionowego, a także wojen o niepodległość i granice odrodzonej Rzeczpospolitej po latach wojen armia była niepopularna. W lutym 1919 roku kierownictwo państwa i armii zmuszone zostało zdecydować się na źle przyjęty, ale konieczny krok ogólnokrajowego poboru czterech roczników 1896–1900. Problemem byli mieszkańcy nieposiadający obywatelstwa polskiego, którzy nie chcieli służyć w Wojsku Polskim. Dotyczyło to setek tysięcy ludzi w wieku poborowym wywodzących się z mniejszości narodowych. Na mocy traktatów pokojowych, które tworzyły prawo międzynarodowe, mieszkańcom Rzeczpospolitej innych narodowości od połowy 1919 roku służyło prawo opcji wyboru obywatelstwa w połączeniu z prawem swobodnej zmiany miejsca zamieszkania. Poborowi pochodzenia niemieckiego gremialnie uchylali się od służby w Wojsku Polskim, korzystając z „prawa optanta”, tj. wyboru opcji obywatelstwa. Ukraińców starano się nie powoływać do wojska, zaś Żydów wcielano dopiero w drugim roku wojny z Rosją sowiecką. W decydującym momencie wojny, czyli w trakcie bitwy o Warszawę i Lwów, kwestia obywatelstwa żołnierza, który dopuścił się dezercji, stała się istotna. Rozporządzeniem Rady Obrony Państwa z 11 sierpnia 1920 roku dezertera, który zbiegł za granicę lub do nieprzyjaciela, można było pozbawić obywatelstwa polskiego. Problem dezercji nie dotyczył tylko żydowskiej młodzieży studenckiej i uczniowskiej związanej z ruchem asymilatorskim. Ale proletariat żydowski ani niemiecki nie miał zamiaru walczyć o Polskę i stanowił zagrożenie dla wewnętrznej zwartości oddziałów Wojska Polskiego. Szczytowym momentem nielojalności ze strony żydowskich rekrutów była tragedia 1. Brygady Piechoty Rezerwy w czerwcu 1920 roku nad Słuczą. Większość jej pułków (101 pp, 105 pp i 106 pp) stanowili Żydzi, których w ryzach miała utrzymać poznańska kadra dowódcza. Na niewiele się to zdało. Żołnierze pochodzenia żydowskiego masowo dezerterowali i poddawali się wrogowi bez walki. Przy pierwszej akcji bojowej pod Zwiahlem dwa bataliony poszły w rozsypkę. Przez następny dzień wyłapywali ich ułani i żandarmi, po czym bijąc, płazując szablami i grożąc bronią, zawracali do okopów. Z konnicą Budionnego walczyli głównie oficerowie i kaprale, stąd straty w kadrze dowódczej były olbrzymie. Poznaniacy z rozpaczy strzelali w twarz każdemu, kto nie chciał walczyć, lub bili wyciorami. Żołnierze pochodzenia żydowskiego nie chcieli walczyć z Armią Czerwoną. Zbiegali do bolszewików, dezerterowali na tyły, chowali się w okopach i porzucali broń. Dowództwo Grupy Operacyjnej „Słucz” na Wołyniu nie wierzyło meldunkom o tragicznym stanie 1. BPRez. Wkrótce musiało uwierzyć, że to prawda. Wypróbowani kaprale z 3. Dywizji Piechoty Legionów przebrali się w sowieckie mundury i podeszli pod okopy zajmowane przez Żydów. Tam wyszła do nich grupa żołnierzy, która wzięła ich za bolszewików i zgłosiła chęć służby w Armii Czerwonej. Klucząc w terenie, kaprale z 3. DPLeg. doprowadzili dezerterów do swoich pozycji, gdzie winowajców aresztowano i oddano pod sąd polowy. Dwóch dla przykładu skazano na karę śmierci i wyrok wykonano. Pozostałym wymierzono kary długoletniego więzienia.

Niestety i to nie przywróciło zdolności bojowej tego pułku. Rezerwowy 106 pp ostatecznie rozsypał się podczas walk pod Ostrogiem. W krótkim czasie 101 pp i 106 pp straciły 80% stanów wyjściowych. Kilkuset żołnierzy zbiegło z okopów na sam widok patroli kozackich. W obronie Ostroga zdolnych i chętnych do walki zostało tylko 300 ludzi. Reszta zbiegła na tyły i poniosła wieść o klęsce. Wyłapywano ich nawet za Łuckiem. Pozostałych przy życiu odesłano w okolice Warszawy. Zginęła większość kadry dowódczej z Wielkopolski, lecz ich ofiara była daremna.

Lojalni in gremio okazali się tylko wcieleni w szeregi WP Białorusini i Tatarzy – na nich zawsze mogliśmy liczyć.

2. Obóz internowania w Jabłonnie.

Dezercje Żydów z oddziałów frontowych Wojska Polskiego zmusiły Naczelne Dowództwo WP do działania. Nasi oficerowie i żołnierze zażądali usunięcia z szeregów żołnierzy żydowskiego pochodzenia, gdyż nie mogli na nich liczyć. Działacze żydowskiej partii socjalistycznej „Bund” w momencie zagrożenia Warszawy wystąpili otwarcie przeciw państwu polskiemu. „Bundowcy” na posiedzeniu Rady Miejskiej m.st. Warszawy w końcu lipca 1920 roku opowiedzieli się po stronie Rosji sowieckiej i złożyli sprzeciw wobec akcji werbunkowej do Wojska Polskiego. W konsekwencji polski aparat bezpieczeństwa dokonał w tym środowisku aresztowań. Atmosfera wobec żołnierzy Żydów pogarszała się z każdym dniem. Napływające z frontu informacje o wiarołomstwie części z nich i zbrojnych atakach na polskie oddziały przelały czarę goryczy. Naczelny Wódz wydał rozkaz, aby oddziały frontowe nie miały więcej niż 10% żołnierzy żydowskiego pochodzenia. Większy odsetek, jego zdaniem, zmniejszał wartość naszych pułków w linii bojowej. Minister Spraw Wewnętrznych natychmiast rozwiązał „Bund” i nakazał zamknięcie jego siedzib. Gen. Kazimierz Sosnkowski w czasie walk pod Warszawą nakazał wycofanie żołnierzy pochodzenia żydowskiego z linii bojowej i zgromadzenie ich w obozie wojskowym w Jabłonnie. Nie wszędzie ten rozkaz można było zresztą wykonać.

W okresie od 16 sierpnia do 10 września 1920 roku przez polowy obóz wojskowy w Jabłonnie przewinęło się ok. 5 tys. żołnierzy pochodzenia żydowskiego, których razem z saperami i miejscową ludnością cywilną wykorzystano do kopania okopów i zapór ziemnych pod Zegrzem i Wołominem. Niektórzy badacze szacują ich liczbę nawet na 17 tys. To nie jest jednak prawdą. Fotografie i relacje żołnierzy Żydów z pobytu w Jabłonnie nie budzą skojarzeń z warunkami bytowania o charakterze więziennym lub znanymi nam realiami obozu koncentracyjnego. W obozie wojskowym w Jabłonnie znalazło się wielu studentów, nauczycieli akademickich, ludzi świata nauki i kultury. Dużo z nich chciało walczyć na froncie, ale nie dostało tej szansy. Wydzielono dla nich kilka baraków. Obiekt w Jabłonnie stanowił polowe koszary dla batalionu zapasowego i nie miał nawet szczelnego ogrodzenia.

W obronie rzekomo prześladowanych Żydów ostry protest w formie otwartego listu zamieszczonego w pepeesowskim „Robotniku” złożyli polscy intelektualiści. Od razu pojawiły się oszczercze artykuły w prasie niemieckiej i amerykańskiej, zaś gen. Maxime Weygand na łamach „Rzeczpospolitej” i „Journal de Pologne” musiał zaprzeczać kłamstwom. Tymczasem nikt z żołnierzy Żydów zgromadzonych na kilka tygodni w Jabłonnie nie usłyszał zarzutu przestępstwa dezercji, usiłowania dezercji czy odmowy wykonania rozkazu. Nikt nie został też aresztowany. Krótki pobyt w Jabłonnie dotknął tylko nowo wcielonych rekrutów. Można mówić o stosunkowo niewielkiej grupie żołnierzy żydowskiego pochodzenia, których wycofano rozkazem Naczelnego Wodza na przełomie sierpnia i września 1920 roku z linii bojowej. Dodajmy też, że nikt z nich nie stracił w tym czasie życia ani nie odniósł obrażeń.

W dniu rozwiązania obozu w Jabłonnej na podstawie rozkazu Ministra Spraw Wojskowych z 4 września 1920 roku, urządzono ognisko pożegnalne z udziałem przedstawicieli władz wojskowych, którzy otrzymali spontaniczne owacje. Czy tak wyglądał obóz koncentracyjny? Szkoda, że badacze piszący o obozie w Jabłonnie nie chcą sięgnąć do przyczyn antyżydowskiej histerii, nielojalności proletariatu żydowskiego i masowych dezercji żołnierzy Żydów z frontu. W tendencyjnie pisanych pracach pomija się antypaństwową politykę elit żydowskich. Pamiętajmy, że kierownictwo „Bundu” i „Poalej-Syjonu” jawnie opowiedziało się po stronie agresora. Który rząd w momencie śmiertelnego zagrożenia dla państwa i wrogiej postawy trzymilionowej mniejszości narodowej przeszedłby nad tym do porządku dziennego? Rozliczenia ze zbolszewizowanymi Żydami powstrzymała jednak dyplomacja amerykańska. Biały Dom złożył protest i wziął w obronę renegatów i zdrajców. Skąd my to znamy? Ciekawe, że podobnych protestów zaniechał w czasie Holocaustu ćwierć wieku później, ale to już inna historia. Ostatecznie to protesty polskiej inteligencji skłoniły kierownictwo państwa i sił zbrojnych do rozwiązania obozu wojskowego w Jabłonnie. Utrzymano jednak w mocy rozkaz marszałka o procentowym stosunku żołnierzy Żydów do żołnierzy Polaków i usunięciu z linii bojowej tych, którzy przeszli przez obóz.

3. Akt sprawiedliwości czy ślepy odwet?

Klęska Armii Czerwonej na obszarze od dolnej Wisły pod Włocławkiem po granicę niemiecką na północy i linię Białystok-Biała (Biała Podlaska) na północnym-wschodzie była na tyle niespodziewana, że zaskoczyła kolaborantów i zdrajców. Wielu zostało na miejscu i nie zdążyło zabrać się z Armią Czerwoną na wschód. Nie wszystkim zresztą uśmiechał się taki los. Najbardziej gorliwi zostali ujęci i przytrzymani przez sąsiadów, po czym oddani w ręce Policji, żandarmerii polowej lub wojska. Ale bieg wypadków zaskoczył kierownictwo wymiaru sprawiedliwości i służby sądowo-polowe. Trudności w komunikacji i pierwszeństwo na łączach dla dowódców liniowych spowodowały długą zwłokę w przekierowaniu sądów w ślad za oddalającym się frontem. Jeśli sprawiedliwość miała zapanować nad odwetem, to należało jak najszybciej podciągnąć za frontem policję i sądy. Od połowy sierpnia do połowy września 1920 roku ostrze represji sądowej dotknęło wroga wewnętrznego, tj. ludzi kolaborujących z Armią Czerwoną i organami państwa sowieckiego. W tym znaczeniu przez okres decydującego miesiąca wojny dezerterzy, kolaboranci, szpiedzy ani sprawcy najgroźniejszych przestępstw nie mogli liczyć na łagodność Temidy.

Po wyzwoleniu kilkuset miast, miasteczek i wiosek Mazowsza, Pomorza i Podlasia ruszyły w teren lotne sądy doraźne. Równolegle na zapleczu frontu sądzeniem zdrajców, szpiegów i kolaborantów zajęły się etapowe sądy polowe. Po klęsce Armii Czerwonej nad Wisłą dowódcy frontów, armii, grup operacyjnych, wielkich jednostek, twierdz, komendanci garnizonów, żandarmi, wojewodowie, starostowie i włodarze polskich miast skierowali apele do ludności o ujawnianie zdrajców, szpiegów i kolaborantów. Odwet sprowadzał się do zastrzeżonej dla państwa reakcji na jawne wypadki zdrady i współpracy z wrogiem. W procesie rozrachunków ze zdrajcami i ujawnioną agenturą sowiecką główną rolę zastrzeżono dla dowództw, organów wojskowych i służb sądowo-policyjnych. Główny Kwatermistrz ND WP polecił szefowi sądownictwa polowego wysłać w teren ekspozytury sądów doraźnych celem rozprawienia się z ludnością, która „wrogo się odnosiła do władz polskich”. Odwet miał zatem instytucjonalny charakter, gdyż stał za nim autorytet państwa i Wojska Polskiego, które pobiło Armię Czerwoną. Główny Kwatermistrz ND WP skierował 22 sierpnia 1920 roku rozkaz do dowództw 1. i 5. Armii, Gubernatora Wojskowego m.st. Warszawy, sądów polowych przy Dowództwach Okręgów Wojskowych, Szefostwa Sądownictwa Polowego ND WP, Dowództwa Głównego Żandarmerii Wojskowej, Dowództwa Frontu Północnego oraz szefów Oddziałów II i IV Frontu Północnego rozkaz specjalny, w którym polecał wdrożenie następujących przedsięwzięć:
– wszystkie dowództwa garnizonów i placów mają niezwłocznie wszcząć poszukiwania za mieszkańcami miast i terenów wiejskich, którzy w czasie inwazji bolszewickiej działali na szkodę państwa polskiego i sił zbrojnych w ten sposób, że tworzyli bądź weszli w skład komitetów rewolucyjnych, agitowali na rzecz Armii Czerwonej, przyłączali się do nieprzyjaciela itp.;
– odstawiać takich ludzi do sądów polowych wraz z dowodami ich winy i wskazując imiennie świadków ich zbrodni;
– osoby podejrzane o działanie na korzyść nieprzyjaciela, co do których nie zebrano dostatecznych dowodów winy, internować w twierdzy Modlin lub obozach odosobnienia;
– sporządzać listy zdrajców i kolaborantów, którzy zbiegli z nieprzyjacielem, i zbierać dowody ich winy;
– wszystkim dowódcom garnizonów i placów przydzielić po plutonie z wojsk etapowych celem udzielenia pomocy w tych czynnościach (eskorta, asysta, konwoje, ochrona sądów, warty, egzekucje itp.).

W pierwszym rzędzie odwet za współpracę z „Czerezwyczajką” dotknął polską ludność folwarczną, mniejszość niemiecką i proletariat żydowski. Odwet za kolaborację ze śmiertelnym wrogiem Rzeczpospolitej historycy żydowscy określają dziś jako antysemityzm. O tym zjawisku miały – ich zdaniem – świadczyć pogromy i incydenty antyżydowskie. To jednak uproszczenie dopuszczalne w ustach polityków, ale niegodne badaczy. Cykliczność tych pogromów w czasie wojny z Rosją sowiecką należy wiązać nie tyle z antysemityzmem, co z ekscesami bojówek żydowskich przeciw ludności polskiej i oddziałom Wojska Polskiego. A zatem z potwierdzonymi w raportach przypadkami zbrojnego udziału Żydów po stronie Armii Czerwonej. A występki zbolszewizowanych Żydów niejednokrotnie były szokujące i obrzydliwe. Na przykład 11 sierpnia 1920 roku, po wejściu sowieckich wojsk do Kałuszyna, tłum wiwatujących Żydów zorganizował uroczysty pochód, po czym radośnie udał się pod gmach ratusza, z którego strącał orły i je opluwał. Na pierwsze oddziały Armii Czerwonej uroczyście czekały ukwiecone bramy i wielotysięczne tłumy szczęśliwych Żydów. Ich entuzjazm wraz pojawieniem się Armii Czerwonej czasem był większy niż w samej Rosji. Skala kolaboracji była porażająca. Jak oceniono w kierownictwie państwa i sił zbrojnych, nadejścia Armii Czerwonej wyczekiwali z nadzieją proletariusze i biedniacy zamieszkujący kresowe miasta, rusińskie wsie, pomorskie miasteczka i białoruskie chutory. Janusz Szczepański pisał o sytuacji w Pułtusku następująco: „Na przybycie oddziałów Armii Czerwonej z utęsknieniem oczekiwali komuniści, zwłaszcza narodowości żydowskiej oraz robotnicy folwarczni” Do tego trzeba dodać większość ludności niemieckiej, która otwarcie kontestowała powrót polskiej państwowości. Antypolskie nastroje były wszędzie silne z wyjątkiem Wysokiego Mazowieckiego, gdzie miejscowi Żydzi podjęli walkę zbrojną z agresorem. Ale to był przypadek odosobniony. W miasteczkach Mazowsza większość miejscowych Żydów niecierpliwie wyczekiwała wejścia Armii Czerwonej, nie mówiąc o pomorskich Niemcach czy polskiej ludności folwarcznej ogłupionej propagandą najeźdźcy i licznym zastępie działaczy SDKPiL. Komitety rewolucyjne (rewkomy) powstały w wielu miejscowościach na Mazowszu, Podlasiu i Pomorzu, a zbolszewizowani Żydzi, Polacy i Niemcy licznie zgłosili do nich akces. Odwet na zdrajcach i kolaborantach musiał przybrać szeroki zasięg, bo też skala współpracy z wrogiem była porażająca.

Decyzje podjęte na szczytach władz polityczno-wojskowych automatycznie przełożyły się na rozkazy wydane na niższych szczeblach dowodzenia. Do akcji weszło Szefostwo Sądownictwa Polowego ND WP, gdyż najważniejszym ogniwem długiego łańcucha odwetu były sądy polowe i służby policyjne. Referent prawny 1. Armii, ppłk Władysław Bądzyński, polecił szefom wszystkich ekspozytur sądu polowego etapu 1. Armii posuwać się za linią walczących wojsk, by „ścigać tych, którzy w czasie inwazji nieprzyjacielskiej dopuszczali się przestępstw przeciwko sile zbrojnej Pastwa Polskiego”. Z apelem o wydawanie kolaborantów i zdrajców zwrócił się do mieszkańców Płocka płk Józef Zając, szef sztabu GO „Dolna Wisła”. Zwiększona obecność sądów polowych na odbitych obszarach przyniosła falę donosów na sąsiadów ze strony organów państwowych i osób prywatnych.

W połowie sierpnia 1920 roku prasa codzienna kolportowała na Mazowszu odezwę gen. Władysława Sikorskiego, dowódcy 5. Armii, która zaczynała się następująco:

„Ludu polski! Bolszewickie bandy moskiewskie pod dowództwem żydowskich komisarzy ośmieliły się wkroczyć w granice Najjaśniejszej Rzeczypospolitej (…) Niech poczują przeklęte bandy bolszewickie i żydowscy komisarze na swoich karkach moc twego ramienia, ostrze twych kos, wideł i siekier”.

Paweł Borek ma rację, że odezwa gen. Sikorskiego dotyczyła „żydowskich komisarzy”, niemniej w trakcie odwrotu Armii Czerwonej znad linii Wisły doszło do generalnej rozprawy z Żydami. Pozostaje pytanie: dlaczego właśnie z Żydami? 

4. Kolaboranci i zdrajcy pod sąd!

W polskich ośrodkach opiniotwórczych dominował w tym czasie pogląd, że Żydzi przezornie obstawili dwie strony konfliktu: młodzież i proletariat z entuzjazmem opowiedziały się za bolszewikami, a mieszczaństwo gremialnie stanęło po stronie państwa polskiego. Ta makiaweliczna teza nie wytrzymuje krytyki. Nie było żadnej reguły. W Grodnie inteligencja żydowska nie chciała porozumienia z polską mniejszością w Komitecie Miejskim na długo przed inwazją Armii Czerwonej. W Poznaniu zamożni Żydzi otwarcie kontestowali sens polskiej państwowości. W zachodniej Wielkopolsce miejscowi Żydzi opuszczali w panice domostwa z chwilą przejmowania wsi i miasteczek przez Wojsko Polskie. Z Leszna uciekli w popłochu do niemieckiej Wschowy, ładując na furmanki cały ruchomy dobytek. A przecież inteligencja i mieszczaństwo nie miały wiele wspólnego ze zbolszewizowanym proletariatem. Na Pomorzu tamtejsi Żydzi wyraźnie dążyli ku Niemcom z powodów ekonomicznych. Szczepański przed laty wykazał, że pomorscy Żydzi z wrogością przyjmowali polskie rządy i czekali na powrót Pomorza do Niemiec. Starosta tucholski raportował 18 sierpnia 1920 roku do Warszawy, że „Żydzi idą razem z Niemcami i są bez wątpienia wrogo do Polski nastawieni”. W krytycznych miesiącach wojny to właśnie na Pomorze zbiegli dezerterzy z WP narodowości żydowskiej. Wobec antypolskiej postawy ludności niemieckiej i żydowskiej Wojewoda Pomorski 16 sierpnia 1920 roku ogłosił stan wyjątkowy i był zmuszony wprowadzić sądy doraźne. Jedynie na Kresach mieszczaństwo żydowskie opowiadało się za Rzeczpospolitą ze strachu przed bolszewikami.

W opinii ówczesnych Polaków Niemcy, Żydzi, Czesi ani Litwini w czasie wojny z Rosją sowiecką nie okazali się dobrymi sąsiadami. Nikt o zdrowych zmysłach i dobrej woli nie stawia tezy, że wiarołomni okazali się wszyscy sąsiedzi. Wszak nie wszyscy Niemcy byli nazistami, a wszyscy Rosjanie służyli w NKWD. Problemem w tej wojnie był zawód, jaki sprawili nam żydowscy sąsiedzi. Płk Jerzy Grobicki na kartach memuaru pisze, że „na przełomie 1918/1919 r. na wschód od Bugu zarządy miasteczek z przewagą elementu żydowskiego sprzyjały bolszewikom i rządziły w nich wszelkiego rodzaju czerwone milicje z nieodstępnymi w tym wypadku czerezwyczajkami”. Mjr Tadeusz Kossak, dowódca szwadronu jazdy, w charakterystycznym dla epoki stylu opisuje ujęcie agitatora bolszewickiego, stwierdzając lakonicznie: „wyjątkowo to był nie-Żyd”. Kiedy nasz żołnierz mówił o lojalnych Żydach, to nazywał ich „Żydami-niezdrajcami”. To pokazuje skalę żydowskiej kolaboracji. Rtm. Kornel Krzeczunowicz, dowódca szwadronu 8 p.uł., opisał reakcję ułanów na argumenty bolszewickich agitatorów. Ci, pod osłoną nocy, podchodzili pod okopy i nakłaniali Polaków do dezercji: „Na zapytanie bolszewika: czy nie wstyd wam służyć kapitalistom? odpowiada mu kpr. Sławski z 4 szwadronu: a wam nie wstyd służyć Żydom ? – na co cała placówka wybucha śmiechem”. Z kolei kpt. Stanisław Rostworowski, kwatermistrz Frontu Litewsko-Białoruskiego, pisał do żony po zdobyciu Lidy w kwietniu 1919 roku:

„Trzeba było zdobywać miasto, w którym bronili się bolszewiccy Żydzi”.

Podobnych relacji znajdziemy wiele i wszystkie skupiają się na zdradzie Żydów. To chyba tłumaczy nieprzyjazny stosunek żywiołu polskiego do ludności żydowskiej. Przywołam kpt. Rostworowskiego, który relacjonował żonie z niepokojem, że jego żołnierze „są dziwnie zawzięci na Żydów”. Jak mogli nie być, skoro musieli z nimi walczyć. Jan Ziółek, żołnierz 30. Pułku Strzelców Kaniowskich, wspomina przemarsz swego pułku przez Grodno w lipcu 1920 roku:

„Pierwszy batalion naszego pułku wszedł do miasta i został przez Żydów obrzucony z okien kamienic różnemi ciężkimi przedmiotami – żelazkami, szczapami drewna, różnem żelastwem, a nawet częściami szaf, obficie też lała się woda. Najpierw należało więc zaprowadzić w mieście porządek. Nie było rozkazu strzelania, za to pasy poszły w ruch…”.

Żydów bolszewików widzimy też w relacjach żołnierzy, którzy przeżyli koszmar sowieckiej niewoli. Ogn. Włodzimierz Garbowiak wspomina, że w obozie jenieckim w Żytomierzu każdego dnia nękali ich bolszewiccy agitatorzy, którzy w większości byli Żydami. Z raportów sukcesywnie docierających do Naczelnego Dowództwa WP władze wyprowadziły wniosek, że „ekscesy antyżydowskie są zjawiskiem stałym”, zaś „antysemityzm stanowi najbardziej charakterystyczny rys żołnierza”.

Poczytny „Kurier Warszawski” w numerze z 1 września 1920 roku donosił, że w każdym mieście i miejscowości znalazła się poważna część ludności żydowskiej, która witała najeźdźcę życzliwie i z zapałem. Badacze dziejów Podlasia dowiedli, że ludność żydowska witała Armię Czerwoną ukwieconymi bramami. Żydzi chętnie wchodzili w skład sowieckich rewkomów i garnęli się do pracy z CzeKa. W wywiadzie prasowym szef sądu polowego 9. DP przyznał, że w całej masie ujętych agitatorów bolszewickich podczas walk dywizji na Polesiu był tylko jeden Polak. W Siedlcach, Łukowie, Bielsku (Podlaskim), Mińsku Mazowieckim i Międzyrzecu Podlaskim działacze pochodzenia żydowskiego stanowili 50–100% personelu rewkomów. W Nowomińsku (Mińsku Mazowieckim) tamtejszym rewkomem zawiadywali komisarze żydowscy, stąd czekiści nie mieli trudności w nawiązaniu kontaktów z Żydami. Znamienne jest to, że czekiści po wejściu do mazowieckich wsi i miasteczek z miejsca nawiązywali kontakt z Żydami, a nie z polskimi komunistami, którym ufano dużo mniej. Trzeba powiedzieć wyraźnie, że Polacy w powiatowych rewkomach brali nie mniejszy udział niż Żydzi. W Ciechanowie, Pułtusku, Rypinie, Makowie Mazowieckim, Łukowie i Ostrowi Mazowieckiej na czele rewkomów stali polscy komuniści. Dowiódł tego Szczepański i inni badacze. Wspomnę w tym miejscu o Marcelim Nowotce, który za działalność w rewkomie Wysokiego Mazowieckiego zdrajca otrzymał zaocznie wyrok śmierci. Niestety zdołał zbiec do Rosji i wyrządzał szkody sprawie niepodległości Rzeczpospolitej przez następne ćwierć wieku.

W przeciwieństwie do polskich zdrajców Żydzi okazywali się bardziej niebezpieczni. Nie mieli żadnych skrupułów w wydawaniu polskich patriotów i naprowadzaniu czekistów na polskich sąsiadów. W Wyszkowie masowo wstępowali do czerwonej milicji. Zdradzali kryjówki polskich żołnierzy, tropili harcerzy i nie znali umiaru w donoszeniu na polskich sąsiadów. Po odbiciu Wyszkowa większość z nich zbiegła z oddziałami Armii Czerwonej. Wielu potem ujęto. Nad tymi, którzy okazali się gorliwymi zausznikami CzeKa, znęcano się potem okrutnie. Kilkadziesiąt osób oskarżono o kolaborację i odesłano na śledztwo do Warszawy. Srul Rubin, który najbardziej wysługiwał się czekistom i doprowadził do śmierci wielu Polaków, został skazany na karę śmierci. Wyrok nie został jednak wykonany, gdyż zwierzchnik sądowy zamienił ją na karę 10 lat więzienia. Z kolei w Różanie po wejściu Armii Czerwonej Żydzi ponownie jak rok wcześniej stanęli zbrojnie po stronie bolszewików. Kilkunastu młodych Żydów zginęło w walkach z oddziałami polskimi, a rozbrojonych rozstrzelano po odbiciu miasta. Proletariat żydowski służył najeźdźcy za narzędzie do wprowadzania „nowego ładu”. Aparat propagandowy Armii Czerwonej miał wcześniej wydrukowane odezwy i broszury w jidysz. W Białymstoku żydowscy działacze rewkomu wpadli w taką euforię, że zaczęli traktować ludność polską jak mniejszość. W chwili zażartych walk o Białystok wielu Żydów chwyciło za broń po stronie Armii Czerwonej. Doniesienia o wspieraniu wojsk sowieckich przez Żydów, mimo zaprzeczeń, okazały się prawdą.

W wyzwolonym Mińsku Mazowieckim lotny sąd doraźny z sądu polowego DOGen. Warszawa mjr. Romana Błaszkiewicza pojawił się 20 lub 21 sierpnia 1920 roku. Przed jego oblicze doprowadzono pięciu członków miejscowego rewkomu. Trzech z nich skazano na karę śmierci. Rozstrzelano Michała Kielaka, Konstantego Puchniewskiego i Chaskiela Kamienieckiego. Dwaj pierwsi byli Polakami, starymi działaczami SDKPiL. Trzeci był Żydem i odpowiadał w rewkomie za aprowizację. Jeździł po wioskach i pobierał od chłopów prowiant dla Armii Czerwonej. Kilkunastu Żydów uwięziono, lecz ci mieli stanąć przed cywilnymi sądami. Ale to zaledwie trzy wyroki śmierci (jak na miasto średniej wielkości). Lotny sąd doraźny mjr. Błaszkiewicza przemieścił się do Kałuszyna, gdzie skazał na karę śmierci trzech dalszych kolaborantów: Szmula Szteinberga, Szlama Popowskiego i Srula Gryziaka. Wyroki wykonano. W tym czasie lotny sąd doraźny wystawiony przez DOGen. Warszawa skazał w Radzyminie na karę śmierci Jakuba Klajera za zbrodnię zdrady głównej, a sąd polowy 8. DP skazał na karę śmierci w Ostrołęce działacza rewkomu, Adama Sobieckiego, za zdradę główną i działanie na korzyść nieprzyjaciela. Oba wyroki wykonano. W tym czasie ekspozytura sądu polowego 1. Armii zajęła się kolaborantami i zdrajcami w wyzwolonym Ciechanowie. Tam przed wojskowy sąd polowy 9. DP, któremu przewodniczył kpt. Janusz Bielański, postawiono kilkunastu kolaborantów. Większość oskarżonych była Polakami. To zadaje kłam twierdzeniu, że kolaborantami byli wyłącznie polscy Żydzi. W Płocku po rozprawie sądowej skazano na karę śmierci i rozstrzelano miejscowego cadyka za współpracę ze zwiadem Armii Czerwonej. W Pułtusku sąd polowy 9. DP skazał na karę śmierci Polaka i dwóch Żydów za kolaborację z Armią Czerwoną. Jeden z Żydów, Jakub Zajdengart, miał pomagać Armii Czerwonej, udzielając informacji o położeniu polskich pozycji. Wszystkie wyroki zatwierdzono i wykonano. Odwet dotknął więc tych obywateli Rzeczpospolitej, którzy podczas inwazji sowieckiej jawnie opowiedzieli się za najeźdźcą. W złym świetle znalazły się całe społeczności lokalne, jak żydowska społeczność Siedlec i Kałuszyna, które witały czołówki sowieckiej 17. DS triumfalnymi pochodami, ukwieconymi bramami i histerycznym entuzjazmem. Co gorsza, Żydzi z Mazowsza i Podlasia powtórzyli wcześniejszy błąd współbraci ze Lwowa i chwycili za broń przeciw Polakom. To już nie były luźne formacje milicyjne, jak podczas walk listopadowych we Lwowie, ale zwarte oddziały wojskowe. Żydzi stanęli zbrojnie po stronie bolszewików m.in. w Siedlcach, Łukowie i Białej Podlaskiej. Nasz wywiad donosił, że w Siedlcach, Radzyniu Podlaskim, Włodawie i Grajewie zorganizowano żydowskie oddziały wojskowe, które liczyły 100–200 ludzi. Oddziały te biły się potem z Wojskiem Polskim lub działały na zapleczu frontu, wykonując brudne zadania dla CzK. Z siedleckiej, kałuszyńskiej, garwolińskiej i włodawskiej młodzieży sformowano batalion żydowski, który nasze oddziały dopadły pod Drohiczynem. Część zbolszewizowanych Żydów zginęła w walce, część rozstrzelano na miejscu bez sądu, a pozostałych pognano na zachód i uwięziono w Siedlcach. Niektórzy z nich stanęli przed sądem polowym. Wszyscy natomiast przeszli „resocjalizację” w polskich więzieniach i aresztach. Mogli mówić o szczęściu, że uszli z życiem.

Fragment listu ochotnika Kazimierza Wojtczaka z okresy obrony Płocka przed atakiem III Korpusu Kawalerii Gaja relacjonujący rolę żydów w walkach o miasto. Pozostałe karty dokumentu w zakładce: Zasób Archiwalny.
2/2890/0/76

Rtm. Witecki z żandarmerii polowej w Siedlcach słał do Warszawy telegramy, prosząc o przysłanie stałego sądu polowego. Lotny sąd doraźny mjr. Błaszkiewicza nie miał szans rozpoznania wszystkich spraw karnych. Nie po to zresztą wyszedł w teren. Jego wyroki, mobilność i sprawność miały zadziałać odstraszająco na żołnierzy i ludność cywilną. I zadziałały. Lotny sąd doraźny mjr. Błaszkiewicza po przybyciu do Siedlec wydał kilkadziesiąt orzeczeń, w tym kilkanaście wyroków śmierci. Tylko jednego dnia, tj. 25 sierpnia 1920 roku, skazano na karę śmierci dziesięciu siedleckich Żydów za działanie na korzyść nieprzyjaciela. Wobec pięciu skazanych wyroki wykonano tego samego dnia. Wśród rozstrzelanych był Abraham Grünszpan, sekretarz siedleckiego rewkomu. Ten szczególnie dał się we znaki Polakom. Znamy niektóre nazwiska rozstrzelanych Żydów: Moszek Blumberg, Herman Wieruszowski, Moszek Nitka, Szmul Sarna, Aaron Szpiegelman, Hersz Josek Ubfal, Hersz Lejc Piaskowski, Judka Gwiazda, Abraham Aronson, Moszko Wajcman, Piła Nuska. Wobec Żydów skazanych na karę śmierci, którzy nie przekroczyli 20. roku życia, zwierzchnik sądowy zamienił wyroki śmierci na kary po 10 lat ciężkiego więzienia. Ponadto na kary więzienia lotny sąd doraźny skazał kilkunastu siedleckich Żydów, w tym Icka Zilbermana, Kermana Wyrobnika, Mosze Zahlszteina, Icka Beckermanna, Szmula Kupermana, Aarona Grunera, Joska Wyszkowskiego, Jankiela Malowańczyka, Szaje Grodzickiego i Icka Winograda.

Na fali rozliczeń ze zbolszewizowanymi Żydami i rodzimymi zdrajcami nie zapomniano o niemieckich sąsiadach. W szeregach Armii Czerwonej walczyło około tysiąca Niemców, z których kilkudziesięciu poległo w walce z Wojskiem Polskim. Kilkunastu rozstrzelano po schwytaniu z bronią w ręku, ale zabitych mogło być więcej. Historycy przypisują ich śmierć wyrokom sądów polowych, ale to nie jest prawdą. Niemcy afiszowali się przynależnością do zgrupowania „Spartakus”, które nie było regularnym oddziałem wojskowym. Nie mieli statusu żołnierzy ani jeńców wojennych, lecz nie to przesądziło o ich losie. Byli znienawidzeni za zbrodnie na polskiej ludności Pomorza i jeńcach. A zbrodni dopuszczali się ochoczo pod okiem bolszewików. Dlatego po schwytaniu nie mogli liczyć na litość. Niemiecka ludność dawnego zaboru pruskiego przyjmowała oddziały Armii Czerwonej entuzjastycznie. Kiedy do Działdowa wieczorem 13 sierpnia 1920 roku wkroczył pierwszy batalion sowieckiej 12. Dywizji Strzeleckiej, ludność niemiecka witała bolszewików muzyką i czerwonymi flagami. Częstowała alkoholem i jedzeniem. W trakcie sukcesów letniej ofensywy 1920 roku ludność niemiecka prowadziła sabotaż i dywersję na rzecz Armii Czerwonej w trakcie odwrotu polskich oddziałów z Pomorza. Niemcy naigrywali się z Polaków, wydawali w ręce Czeka polskich urzędników, ziemian, żołnierzy i harcerzy. Młodzież niemiecka przyłączała się do oddziałów bolszewickich, a komuniści niemieccy słynęli z okrucieństwa wobec polskich jeńców. W Brodnicy, Lidzbarku, Sierpcu i Ostrołęce widziano oficerów w pełnym bojowym rynsztunku, z tradycyjnymi „pikielhałbami” na głowach na czele oddziałów częściowo umundurowanych Niemców.

Rozliczenia z niemieckimi sąsiadami były nieuniknione i zaczęły się w odbitej Brodnicy. Stanisław Bizan, historyk wojennych dziejów Brodnicy, powołał się na doniesienie „Kuriera Poznańskiego” i mylnie podał, że sąd wojenny zebrał się w celu osądzenia kolaborantów i zdrajców w kilka godzin po wyzwoleniu miasta, tj. wieczorem 19 sierpnia 1920 roku. Sąd wojenny miał wówczas skazać za działalność na rzecz najeźdźcy dwóch młynarzy niemieckich na karę śmierci, których od razu rozstrzelano, a czterech komunistów odesłać na śledztwo do Grudziądza. Jeden z nich, o nazwisku „Sadowski”, podejrzany o szpiegostwo na rzecz Armii Czerwonej miał próbować ucieczki i został zastrzelony. Do Brodnicy zjechał sąd polowy DOGen. Pomorze w dniu 3 września 1920 roku w składzie: mjr Władysław Florek, mjr Karol Sożyński i mjr Marian Kornicki. W obecności mieszkańców tego miasta przeprowadzono rozprawę sądową. Na ławie oskarżonych zasiedli dwaj Niemcy oskarżeni o działanie na korzyść Armii Czerwonej: Ernest Bunn z Tylic i Thedor Blaschke z Michałowa. W przewodzie sądowym oskarżyciel dowiódł podsądnym, że wraz z wejściem oddziałów sowieckiej 12. DS gorliwie wysługiwali się czekistom, wydawali obywateli polskich i ujawnili tajny magazyn broni. Oskarżonym zapewniono pomoc obrońcy, brodnickiego adwokata Stefana Koczwary. Sąd polowy DOGen. Pomorze pod przewodnictwem mjr. Florka w trybie postępowania doraźnego uznał Niemców za winnych popełnienia zarzucanych im zbrodni i skazał obu na karę śmierci. Po zatwierdzeniu wyroku przez płk. Aleksandrowicza tego samego dnia obaj Niemcy zostali rozstrzelani. Żądza odwetu musiała być wielka, skoro S. Bizan pisał po latach: „Nie brakło też i niesłusznych posądzeń. Ci, co nie mieli zbyt czystego sumienia oskarżali innych i niejednemu by się dostało, gdyby nie roztropność dowódców”. To nie był zresztą koniec rozrachunków ze zdrajcami. Sąd polowy DOGen. Pomorze kilka dni później skazał na karę śmierci za szpiegostwo na rzecz Niemiec oficera Reichswehry, Fritza Baeckera. Niemiec został zatrzymany w pociągu w drodze do Gdańska z raportem szpiegowskim sporządzonym dla władz wojskowych w Berlinie. Uprawniony jest wniosek, że był pracownikiem niemieckiego wywiadu, i do takiej konkluzji doszedł też sąd polowy etapu 1. Armii. Wyrok wykonano w murach twierdzy. Niemców zaangażowanych po stronie Armii Czerwonej wyłapywano także na innych frontach. W Chełmie przed sądem polowym etapu 3. Armii postawiono niemieckiego bolszewika, Gustawa Linke, pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Armii Czerwonej. Oskarżony przeszedł linię frontu na wysokości Dorohuska i lustrował polskie pozycje obronne celem przekazania ich lokalizacji sowieckiemu wywiadowi. Wyrokiem sądu polowego etapu 3. Armii z 21 sierpnia 1920 roku agent został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano dwa dni później.

5. Koniec rozliczeń?

Nie minął miesiąc od zadania Armii Czerwonej klęski w bitwie warszawskiej, a już elity polityczne wywodzące się z lewego skrzydła PPS i PSL uznały, że pora kończyć rozliczenia za kolaborację. Kontrakcja państwa przeraziła lewą stronę sceny politycznej. Począwszy od połowy sierpnia 1920 roku, do Rady Ministrów i ministrów gabinetu Wincentego Witosa, a najczęściej do posłów socjalistycznych i klubów mniejszości narodowych wpływały skargi na działalność służb policyjnych, aparatu bezpieczeństwa i sądów polowych. Na posiedzeniach Rady Obrony Państwa poseł Jan Woźnicki z PSL „Wyzwolenie” zaatakował Naczelne Dowództwo WP, że błędem było uruchomienie procesu rozliczeń za kolaborację z najeźdźcą. Poseł złożył wniosek o powołanie śledczej komisji sejmowej do zbadania faktycznej skali aresztowań na wschodnich rubieżach państwa i terenach uwolnionych od wroga. Dowodził, że organy żandarmerii i bezpieczeństwa „aresztują na ślepo niewinnych ludzi”, ulegając niesprawdzonym raportom, anonimom i pomówieniom. Użył też argumentu, że bolszewicy wpisywali na listy poparcia dla Armii Czerwonej obywateli polskich bez ich wiedzy, zmuszali do zabierania głosu na wiecach, a nawet traktowali wbrew ich woli jak bolszewików (!). Jako dowód okrucieństwa Temidy wojskowej poseł podał przypadek aresztowania i postawienia przed sądem doraźnym dziesięciu mieszkańców Ostrowa Łomżyńskiego pod zarzutem działania na korzyść bolszewików.

Informacje posła Woźnickiego tylko częściowo były prawdziwe. Faktem jest, że przed sądem doraźnym postawiono dziesięciu mieszkańców Ostrowa Łomżyńskiego, ale tylko jednego skazano na karę śmierci. Pomijam, że poseł Woźnicki miał informacje z drugiej ręki, zaś w posiedzeniu ROP nie uczestniczył audytor dysponujący wiedzą o tej sprawie. Z dokumentów sądownictwa polowego wynika, że wojskowy sąd doraźny, wyrokując w tej sprawie, nie działał pochopnie. Aż dziewięciu oskarżonych zostało uniewinnionych, co w atmosferze odwetu za zbrodnie bolszewików należy uznać za dowód przestrzegania litery prawa. W tej sprawie poseł Woźnicki interweniował w Szefostwie Sądownictwa Polowego ND WP w Warszawie, a tam zasięgnęło informacji u źródeł. Po posiedzeniu ROP poseł Woźnicki uzyskał pisemną informację od ppłk. Józefa Dańca, szefa sądu polowego DOGen. Warszawa, że pod zarzutem zdrady został aresztowany niejaki Kazimierz Kubat. Zdrada polegała na współtworzeniu komitetu rewolucyjnego, tzw. rewkomu, w Brokach pod Ostrowem Łomżyńskim wspólnie z Rajzą Kopfenberg i innymi osobami żydowskiego i niemieckiego pochodzenia. Ze względu na konieczność wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy, w tym ustalenia wszystkich podejrzanych o współpracę z wrogiem, sąd doraźny w części dotyczącej Kazimierza Kubata i Rajzy Kopfenberg odstąpił od rozpoznania sprawy i skierował ją do dalszego prowadzenia w postępowaniu zwyczajnym sądowi polowemu DOGen. Lublin. Dodać należy, że Kazimierz Kubat, o którego tak gorąco upomniał się poseł Woźnicki, w materiałach polskiego aparatu bezpieczeństwa i aktach sądowych występował jako założyciel i przewodniczący rewkomu w Brokach.

Poczynając od drugiej dekady września 1920 roku, na forum Rady Obrony Państwa i Rady Ministrów zaznacza się rosnąca krytyka działalności sądów doraźnych i służb policyjnych na odbitych terenach. Krytyka ta, co znamienne, pochodziła wyłącznie z kręgów lewego skrzydła PPS i PSL. Minister Spraw Wewnętrznych na posiedzeniu ROP, które miało miejsce 21 września 1920 roku, przyznał, że niektóre akty zemsty politycznej na osobach podejrzanych o działanie na korzyść Armii Czerwonej były pochopne lub wątpliwe. W konsekwencji jeszcze tego samego dnia Rada Obrony Państwa wydała wszystkim starostom polecenie sprawdzania każdego indywidualnego przypadku zastosowania aresztu i pociągnięcia do odpowiedzialności karnej niezależnie od czynności podejmowanych przez sądy doraźne. Z inicjatywy cieszącego się wielkim autorytetem Ignacego Daszyńskiego, wiceprezesa Rady Ministrów, w teren wyjechały komisje parlamentarne, których celem było uzyskanie informacji o rzeczywistym poziomie represji ze strony organów bezpieczeństwa i sądownictwa wojskowego wobec kolaborantów, zdrajców i sympatyków komunizmu. Istotnie z zachowanych dokumentów wynika, że kilka takich zespołów nazwanych komisjami zostało skompletowanych z posłów Sejmu Ustawodawczego, urzędników resortów spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i prawników wojskowych. Komisje te ostatecznie nazwano „Komisjami Perlustracyjnymi”, a przedmiotem ich działalności miało być sprawdzenie wszystkich więzień, aresztów polowych, obozów internowanych i innych „miejsc zamkniętych”, jak twierdze, koszary i pomieszczenia będące w dyspozycji Wojska Polskiego, w celu wychwycenia osób aresztowanych pod zarzutem prowadzenia działalności antypaństwowej, zasadności ich przetrzymywania pod względem formalnym oraz wykrycia nadużyć organów cywilnych i wojskowych. Komisje te ostatecznie nie wyszły w teren, gdyż 20 września 1920 roku uchylono na terenie kraju tryb postępowania doraźnego w sądach wojskowych i powszechnych. Ostatecznie sądy wojskowe i powszechne skazały za szpiegostwo, zdradę stanu i kolaborację z wrogiem tylko 377 osób, wobec których zostało wykonanych nie więcej niż 66 wyroków śmierci na przedstawicielach mniejszości narodowych. Statystyki te nie obejmują przypadków pozbawienia życia bez udziału wymiaru sprawiedliwości.

Wojna z Rosją sowiecką z lat 1919–1921 ujawniła bolesną dwuznaczność postaw mniejszości narodowych zamieszkujących Rzeczpospolitą. Niemcy, Litwini i Czesi pokazali się z jak najgorszej strony, a Białorusini, Karaimi i Tatarzy in gremio stanęli w obronie państwa polskiego. Najtrudniej jest ocenić postawę Żydów. Asymilatorzy walczyli z bolszewikami jak lwy i zapisali piękną kartę w dziejach narodu polskiego. Pamiętajmy, że w dołach katyńskich ok. 9% ofiar to oficerowie Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego. Ale proletariat żydowski wraz z polską ludnością folwarczną okazał się sojusznikiem najeźdźcy. Rozliczenia ze zdrajcami i kolaborantami zakończyły się już po miesiącu od odparcia Armii Czerwonej spod Warszawy i Lwowa. Jeszcze raz okazało się, że naszą narodową specjalnością jest wynajdywanie tysięcznych uzasadnień celem zrozumienia postępowania renegatów, zdrajców i kolaborantów. Przez ostatnie sto lat nic się zresztą pod tym względem nie zmieniło…

dr hab. Leszek Kania

profesor Uniwersytetu Zielonogórskiego [ur. 1959], prawnik i historyk wojskowości. Autor ok. 90 publikacji z zakresu dziejów sądownictwa wojskowego i historii wojskowości, w tym. m.in. książek „Wyroki bez apelacji. Sądy polowe w Wojsku Polskim w czasie wojny z Rosją sowiecką 1919-1921″, Zielona Góra 2019; „W cieniu Orląt lwowskich. Polskie sądy wojskowe, kontrwywiad i służby policyjne w bitwie o Lwów 1918-1919″, Zielona Góra 2009 i „Służba sprawiedliwości w Wojsku Polskim 1795-1945. Organizacja-Prawo-Ludzie„, Siedlce 2015. Redaktor słowników biograficznych i czasopism naukowych.


Podstawowa bibliografia:

Białynia-Chołodecki J., Lwów w listopadzie roku 1918, Lwów 1919
Bizan S., Powiat i miasto Brodnica w walkach o niepodległość 1914-1920 rok, t. II, Brodnica 1939
Borek P., Działalność siedleckiego komitetu wojskowo-rewolucyjnego w sierpniu 1920 roku, Komunizm: System-Ludzie-Dokumentacja, Rocznik Naukowy, 2014 (3)
Borek P., Komitety rewolucyjne na południowym Podlasiu podczas wojny polsko-bolszewickiej / VIII 1920 r./, „Podlaski Kwartalnik Kulturalny”, 2010, nr 3
Borek P., Postawa społeczeństwa południowego Podlasia wobec kontruderzenia znad Wieprza w sierpniu 1920 roku., „Radzyński Rocznik Humanistyczny” nr 8/1920
Brochocki A., Dzieje samoobrony w Szczuczynie Nowogródzkim / Rok 1918-19 /, Wilno 1936
Dworecki Z., Ludność żydowska w Poznaniu w latach 1918-1939 [w:] Żydzi w Wielkopolsce na przestrzeni dziejów (red. J. Topolski i K. Modelski), Poznań 1995
Hartglas A., Na pograniczu dwóch światów (wstęp i oprac. J. Żyndul), Warszawa 1996
Hirszfeld L., Historia jednego życia, Warszawa 1946
Kania L., Raport Nadzwyczajnej Rządowej Komisji Śledczej ds. Zbadania Przyczyn Pogromu Żydów w 1918 r. we Lwowie [w:] Społeczeństwo a Władza. Ustrój-Prawo-Idee (red. J. Przygodzki), Wrocław-Kolonia 2010
Kania L., W cieniu Orląt lwowskich. Polskie sądy wojskowe, kontrwywiad i służby policyjne w bitwie o Lwów 1918-1919, Zielona Góra 2009
Kania L., Wyroki bez apelacji. Sądy polowe w Wojsku Polskim w czasie wojny z Rosją Sowiecką 1919-1921”, Zielona Góra 2019
Kossak T., Wspomnienia wojenne / 1918-1920 /, Kraków 1925
Kowalski T. A., Kwestie narodowościowe podczas wcielenia poborowych do wojska ( 1918-1939 ) [w:] Mniejszości narodowe i wyznaniowe w siłach zbrojnych Drugiej Rzeczypospolitej 1918-1939, red. Z. Karpus, W. Rezmer, Toruń 2001.
Kowalski T. A., Mniejszości narodowe w siłach zbrojnych Drugiej Rzeczypospolitej Polskiej (1918-1939), Toruń 1998
Krzeczunowicz K., Ostatnia kampania konna. Działania Armii Polskiej przeciw Armii Konnej Budionnego w 1920 roku, Łomianki 2013 (reprint)
Krzywicki L., Wspomnienia, t. 1-3, Warszawa 1957-1959
Kwasieborski S., Od Wisły do Korostenia. Wspomnienia z czasu służby ochotniczej w płockim szwadronie w 201p. szwoleżerów, Płock 1936
Niewiadomski S., Rok 1920. Zapiski kanoniera, Warszawa 2001 (autorskie wydanie pośmiertne)
Rostworowski S. J., Listy z wojny polsko-bolszewickiej 1918-1920 z frontu litewsko-białoruskiego oficera sztabowego gen. Szeptyckiego i Sikorskiego do świeżo poślubionej żony, Warszawa-Kraków 2015
Rowecki S., Wspomnienia i notatki autobiograficzne / 1906-1939/, wstęp i opr. A. K. Kunert, J. Szyrmer, Warszawa 1988
Szczepański J., Płock podczas wojny polsko-rosyjskiej 1920 roku, „Notatki Płockie”, 1993, 38/2
Szczepański J., Społeczeństwo Polski w walce z najazdem bolszewickim 1920 roku, Warszawa-Pułtusk 2000
Szczepański J., Wojna 1920 na Mazowszu i Podlasiu, Warszawa-Pułtusk 1995
Szczepański J., Wojna 1920 roku w powiecie pułtuskim, Pułtusk 1990
Ziółek J., Moja wojna z bolszewikami 1919-1920, Lublin 2004

Informacja przygotowana przez Biuro Propagandy Zagranicznej Prezydium Rady Ministrów dotycząca sprawy obozu w Jabłonnie z dnia 30 września 1920 roku.
2/2973/0/4